wtorek, 9 października 2012

Neurosonografia - odsłona druga

W czasie piątkowego badania Zosi główki, dowiedzieliśmy się także czegoś mniej pozytywnego. Od zapalenia opon mózgowych minęło już kilka lat, a mimo to zmiany pozapalne są nadal wyraźnie widoczne. Nie są one duże, ale takich mikroubytków, czyli miejsc, które zwyczajnie obumarły, jest bardzo, bardzo dużo. Zwłaszcza lewa półkula dostała solidne "baty". Biorąc pod uwagę zdjęcia wykonane przed i po sepsie widać ewidentnie, że choroba uszkodziła obszary odpowiedzialne za mowę, stąd teraz takie problemy u Zosi. Impuls biegnie sobie z mózgu do buzi, żeby uruchomić mówienie, ale co chwilę napotyka na dziurę na drodze, czyli martwe miejsce. Próbuje zorganizować objazd, ale na kolejnej trasie ponownie napotyka wiele takich miejsc. Dotarcie do celu nie jest proste i zajmuje bardzo wiele czasu. 
Wydawało by się więc, że patrząc z tej perspektywy, mowa ma raczej kiepskie widoki na przyszłość, ale na scenę wkracza na szczęście AAC. Komunikacja alternatywna zdaje fantastycznie egzamin tam, gdzie przestaje rodzicom chodzić o to, żeby dziecko mówiło piękną polszczyzną, ale po prostu potrafiło komunikować swoje potrzeby czy lepiej wyrażało swoje emocje. W skrócie jest to akcja pt. "Zamień frustrata w radosnego małolata" J
Tak jak pisałam we wcześniejszych postach, nasza Zosia po rozpoczęciu swojej przygody z AAC chwytała nas za ręce aby pokazać symbol "jeszcze". Robiła to przez dłuuugie 6 miesięcy, bez nabywania kolejnych  umiejętności. Widać lubi ćwiczyć naszą cierpliwość. Jednak od niedawna robi to sama! Mamy wrażenie, że testuje "jeszcze" przy każdej nadarzającej się sytuacji. Musimy więc teraz nakierować Zosię, że nie zawsze osiągnie tym zamierzony efekt ;) Pojawił się również konkretny dźwięk, charakterystyczny tylko dla jednej sytuacji - kiedy chce pić podczas jedzenia. Nie musimy już pytać czy chce pić. Wystarczy czarodziejskie "EEEEeeee", a już jeden lub drugi rodzic biegnie z kubeczkiem i czymś do picia. Fajna sprawa.
Podsumowując: wyniki badań mówią swoje, a systematyczna rehabilitacja też robi swoje.
Nie możesz wejść drzwiami, otwórz okno J




Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

piątek, 5 października 2012

O cudach

Dziś był bardzo, bardzo ważny dzień. Od dłuższego czasu czekaliśmy na przezkostne badanie neurosonograficzne. Zależało nam na tym, żeby dowiedzieć się co skrywa Zoszkowa główka po ponad 3 latach od pokonania sepsy. 
Przed badaniem zastanawiałam się jak to będzie. Perspektywa przykładania czegokolwiek do małej główki przez obcą osobę wydawała się nie do przejścia. Faktycznie Zosia była na początku przestraszona i na granicy płaczu. Szczęśliwie jednak, udało się ją uspokoić (niech żyją pluszowe pozytywki do przytulania) i przekonać, że nie dzieje się nic złego. Samo badanie zabrało sporo czasu. Pani doktor dokładnie oglądała mózg pod kątem wszelkich zmian, które mogłyby nas niepokoić. 
Dziś nareszcie usłyszeliśmy jedną z tych informacji, na którą czeka się z utęsknieniem bardzo długo: ZOSIA NIE MA WODOGŁOWIA! Pani doktor nie stwierdziła cech wzmożonego ciśnienia wewnątrzczaszkowego, żegnamy więc z radością paskudę, czyli jedną z przypadłości naszego Bąbla J I absolutnie nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało tę sytuację zmienić. Cuda, cuda się dzieją! Wodogłowie było powikłaniem po przebytym zapaleniu opon mózgowych, ale wraz z upływającym czasem wszystkie nieprawidłowości zniknęły, a wodogłowie Zosi zyskało upragniony status "nieaktywnego".
Zastawka i dren, które zostały wstawione, żeby umożliwić prawidłowe odprowadzanie płynu mózgowo - rdzeniowego, pozostaną na swoim miejscu. Jeśli nie dzieje się nic poważnego, operacja ich usunięcia byłaby mimo wszystko niepotrzebnym stwarzaniem ryzyka. Wiązało by się to z solidną ingerencją w mózg. Pozostaje nam więc jeszcze tylko dokładne obejrzenie drenu i sprawdzenie czy nie ma zrostów, czy nic "nie ciągnie".
Jesteśmy taaaaacy szczęśliwi, że to naprawdę koniec zastanawiania się czy dany objaw Zoszkowego zachowania jest związany z awarią zastawki/drenu czy też nie. A tyle razy się nad tym głowiliśmy. Trafiliśmy też raz czy dwa na dziecięcą izbę przyjęć, bo nawet pani pediatra nie była pewna. Od dziś już wiemy, że wodogłowie pozostawiamy za sobą. Hurrra!
No i kto nam teraz powie, że cud mówienia czy stanięcia przez Zosię na nogi nie jest możliwy? Robimy więc dalej swoje optymistycznie patrząc w przyszłość J



Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

wtorek, 2 października 2012

Entliczek pentliczek

Wszyscy specjaliści chcą dla Zoszki dobrze. I tak być powinno. W związku z tym, oprócz tego co dzieje się na rehabilitacji i zajęciach terapeutycznych, dostajemy różne zalecenia i ćwiczenia do wykonywania w domu. Od masażu buzi, przez różne formy zabawy po prawidłowe bodźcowanie motoryki czy odczulanie w ramach terapii SI. Jest tego sporo, bo trzeba wspierać i ciałko i intelekt. Tak sobie to wszystko czasowo podsumowałam i wychodzi na to, że aby codziennie sumiennie wykonywać wszystkie konieczne zabiegi, Zoszka powinna zrezygnować z drzemek popołudniowych, skrócić czas jedzenia lub nocne spanie. Albo ja bardzo znacząco ograniczyć codzienne prace domowe (McDonalds zamiast obiadu?), ewentualnie wykonać tytułową wyliczankę, aby ustalić co dziś bierzemy "na warsztat". Proste, prawda? Przyznaję się bez bicia, że jestem mamą bardzo niedoskonałą, której bliskie w tej materii jest pojęcie "niedasię". Mimo najszczerszych chęci, nie ma możliwości by wszystko ogarnąć i nie zwariować J
Myślę też, że trudno fundować Zosi terapię przez prawie 24h, to też nie ma sensu. Główka musi mieć czas, żeby wypocząć i poukładać bodźce, które do niej docierają.
Jakiś czas temu ogarniało mnie przerażenie. No bo jak to, tyle trzeba zrobić, a tu ciągłe zaległości. I to nieznośne poczucie winy, że gdybym zrobiła więcej powtórek danych ćwiczeń Mała zaczynałaby już może mówić, albo chociażby stawiała swoje pierwsze kroki. 
Na moje szczęście spotkałam fantastyczną rehabilitantkę, która zadała mi fundamentalne pytanie - czy mam czas, żeby być dla Zosi po prostu mamą. I tu zapadła cisza. Zestawienie mnie jako mamy i rehabilitantki wypadało moim zdaniem niestety na korzyść rehabilitacji. Wpadłam w pułapkę przychylania Bąblowi  przysłowiowego nieba i chęci nadrabiania wszelkich możliwych opóźnień, zgodnie z poradami otrzymywanymi od specjalistów. Usłyszałam, żebym po prostu była mamą, a pozostawiła Zoszkową rehabilitację terapeutom.  Nie da się uniknąć pewnych aktywności w domu: pionizowania, łusek, masażu, odczulania, ale czas na wspólne wygłupy i przytulasy musi być. Im Zoszka jest starsza, tym lepiej widać jak bardzo ten nasz wspólny czas lubi. A poza tym przy Zosi apetycie regularne posiłki to rzecz święta.  Lepiej nie podpaść J

*****

W skrócie: Zoszka zdrowa, więc kolejna data gipsowania ustalona jest na 21.10 (wirusy i bakterie uprasza się o omijanie nas szerokim łukiem). Za nami pierwsza po przerwie logorytmika i dzika radość Małej po usłyszeniu znajomych melodii. W najbliższy piątek Hallwick'owe zajęcia na basenie. Dobry tydzień.




Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

piątek, 28 września 2012

W roli widza

Wiele razy bywałyśmy z Zoszką na zajęciach prowadzonych przez psychologa. Czasem było to niezbędne do wydania opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju, innym razem stanowiło element  poszczególnych terapii. Moje wrażenie w większości przypadków było podobne - nijakie. Opowiadałam historię Zosi, później trwała kilkudziesięciominutowa obserwacja Zoszkowego zachowania, a kolejne wizyty kontrolne były to w skrócie propozycje aktywności kwitowane stwierdzeniami "Aha, nie rozumie.", "Mhm, nie potrafi." oraz wypełnianie papierów. Nie miałam poczucia, żebym dowiedziała się czegoś nowego, uzyskała jakieś wskazówki czy też czuła zaangażowanie specjalisty. Nie śpieszyło mi się więc za bardzo do kolejnego spotkania z psychologiem. Dzisiejsze zajęcia były zupełnie inne. Pani psycholog była bardzo konkretna i jednocześnie umiejąca złapać kontakt z Zosią. Nie był to łatwy czas dla Małej. Otrzymywała propozycje zabaw, które odrzuca. Był płacz, czasem krzyk, pojawiało się i wyginanie do tyłu w ramach buntu. Wszystko to składało się na jedno stanowcze NIE CHCĘ. A ja siedziałam po turecku na podłodze i obserwowałam całą scenę z boku. Niesamowite, o ile więcej drobiazgów dostrzega się nie biorąc udziału w danej sytuacji (i jak łatwo wyłapuje rodzicielskie błędy ;)) Mimo Zoszkowego zachowania pani psycholog była pogodna, cierpliwa i bardzo konsekwentna w działaniu. Koniec końców, udało się jej zachęcić Bąbla do wykonania ćwiczeń. Jednocześnie dowiedziałam się, że Zoszka dokładnie rozumie o co chodzi w zabawach (a tyle razy miałam wątpliwości), ale ewidentnie jest na etapie chęci decydowania o sobie. Przed nami wiele pracy, żeby nauczyć Zosię rozładowywania napięcia, które w niej siedzi i powoduje frustrację. Czasem musi zaakceptować, że czegoś nie wolno, albo zrobić coś czego nie lubi lub się boi. Nie zawsze też może robić to co chce ze względu na swoje ograniczenia motoryczne. Zosia ma problem z czuciem głębokim, czyli zmysłem orientacji ułożenia wszystkich części własnego ciała. Dzięki temu zmysłowi (czyli receptorom ulokowanym w mięśniach i ścięgnach) wiemy jak ułożone są nasze kończyny bez patrzenia na nie. Zosi czucie nie jest prawidłowe, co powoduje różnorakie problemy w wykonywaniu poszczególnych zadań. Nie umiem sobie tego nawet wyobrazić. Musimy więc nad tym intensywniej popracować, żeby ułatwić Zoszce codzienną aktywność.
Na spotkaniu uświadomiłam też sobie, jak niewiele jest czasu, na taką konsekwentną, stymulującą zabawę na co dzień i jak mało mam w sobie cierpliwości, na powtarzanie tych samych zabaw, kiedy Zoszkowe umiejętności wydają się być przez dłuższy okres niezmienne. Trudno zachować równie silną motywację, więc wsparcie terapeutów wydaje się być niezbędne. 
W gabinecie nie było oceniania. Uzyskałam konkretne wskazówki na najbliższe tygodnie, wyszłam bardzo podbudowana i bez poczucia winy, że moje dziecko znowu nie chce współpracować. Swoją drogą podziwiam determinację specjalistów, którzy spotykają w swoich gabinetach tzw. "trudniejsze przypadki" i wkładają wiele wysiłku w to, by prowadzona rehabilitacja była jak najbardziej efektywna, a poszczególne problemy traktują jak wyzwanie. Warto szukać dobrego terapeuty. Tacy istnieją, na szczęście J



Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

wtorek, 25 września 2012

Blisko, blisko, coraz bliżej

Dużymi krokami zbliża się do nas ów wielki dzień, w którym Zoszka pozostawi za sobą swojego x-landera, który dzielnie służył jej od niemowlęctwa aż do teraz. Pamiętam jak po raz pierwszy wkładaliśmy Zoszkę do gondolki: Zosia była tak mała i lekka, że mimo różnych wypełniaczy (kocyków, rożków), podskakiwała na najmniejszych nierównościach na chodniku. Ale czas biegnie szybko i zdążył się z niej zrobić przysłowiowy kawał baby J Stary wózek został naznaczony dziurami wygryzionymi przez właścicielkę, ale dzielnie znosił wszystkie wyboje, towarzysząc nam na każdym spacerze. Nadszedł jednak czas na porządne wsparcie Zoszkowych plecków i zmianę wózka. 
Wczoraj otrzymałam dwie wspaniałe wiadomości. Po pierwsze, wózek jest gotowy do odbioru. Nie mogliśmy się doczekać, minęły już trzy miesiące od złożenia zamówienia. Na szczęście już jest. Trzeba tylko ustalić z przedstawicielem datę dostarczenia całego ekwipunku, a następnie dokładnie dopasować wszystkie elementy do Zoszki. 
A po drugie, koszty zakupu wózka, jak również kombinezonu, o którym napiszę później, zostaną w całości pokryte, zgodnie z pozytywną decyzją zarządu Capgemini (mojego zakładu pracy), z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Koszt jest olbrzymi - 18.665,28PLN (brutto), ale mamy też świadomość, że wózek jest bardzo porządny, a do tego będzie służył Zosi przez kolejnych kilka lat. Dzięki refundacji, środki zebrane w ramach 1% będziemy mogli w całości przeznaczyć na rehabilitację i terapie Zoszki. Bardzo, baaardzo dziękujemy! Proszenie o pomoc nie jest łatwe, trzeba się przecież przyznać do własnej niemocy, niemniej świadomość pomocnych dłoni, które są wokół nas jest niesamowicie budująca!
Oczywiście, jak tylko wózek dotrze, pokażemy go w całej krasie J
Ciekawa jestem czy nowy "lokator" zmieści się na miejscu starego x-landera. Jak by nie było jest od niego sporo większy. Tak czy inaczej poradzimy sobie, obyśmy mieli tylko takie zmartwienia jak zorganizowanie miejsca na wózek ;)

A Zoszka śpi sobie smacznie, nieświadoma małej rewolucji lokomocyjnej, która się dla niej szykuje...



Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

sobota, 22 września 2012

Zoszka vs obcy

Chodzi taki i straszy. W ośrodku, na różnych zajęciach, w sklepie, w autobusie. Postanowił wpaść i do nas, łobuz. Wirus lub bakteria, nielubiany i obcy. Od wczoraj Zosia kicha, prycha, kaszle i smętnie jej z oczu patrzy. Po cichutku liczymy na to, że uda się ominąć antybiotyk szerokim łukiem. Całe szczęście, że choroby nie imają się Zosi często, dzięki temu nie przepada nam zbyt wiele rehabilitacji. Ale czasem na łobuza nie ma rady, trzeba przetrzymać i tyle. 
Tak sobie myślę, że ciekawa sprawa jest z tymi dziecięcymi chorobami. Mają wręcz idealne wyczucie czasu. Dokładnie wiedzą, że gorączkę najlepiej "zorganizować" wieczorem w czasie weekendu, a katar i kaszel tuż przed ważnym wydarzeniem. U nas dla przykładu miały być zakładane w niedzielę kolejne Zoszkowe gipsy. Łobuz wiedział więc dokładnie kiedy przyjść. A jak to z przeziębieniem bywa, nigdy nie wiadomo na którym poziomie układu oddechowego się zatrzyma. Szkoda by więc było unieruchamiać nóżki, a zaraz po tym ściągać gipsy, gdyby samopoczucie Zosi się nie poprawiło. Zaczekamy kilka dni, póki sytuacja się nie wyklaruje i ustalimy nową datę gipsowania. Powinno się to robić regularnie, żeby efekt był jak najlepszy.
Pogoda sprzyja domowym pieleszom, więc weekend płynie sobie wolniutko i mamy dużo czasu na nadgonienie domowych spraw. Sterta prania wyraźnie zmalała,  mieszkanie ogarnięte, niezapowiedziani goście mogą wpaść J
Zoszka śpi spokojnie (kaszlu nie słychać - oby tak dalej), a my pałaszujemy domowe tiramisu dla osłody, na dobre zakończenie dnia J
Dobrej nocy!



Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

środa, 19 września 2012

Ciach ciach

Istnieją takie rzeczy, które wywołują w Zosi niepokój lub strach. Może to być samodzielne siedzenie na  krzesełku, badanie w gabinecie lekarskim czy wyprawa w nowe, nieznane jej miejsce. Zaliczają się do nich  również, niezmiennie od dłuższego już czasu, wszelkie próby fryzjerskiego ujarzmiania Zoszkowej blond czupryny. Bywają momenty lepsze i gorsze, ale zawsze są to dla niej trudne chwile. Uwielbiamy jej proste, mięciutkie i długie włosy, ale nadeszła wiekopomna chwila, żeby spróbować je ogarnąć. Urosły na tyle, że przeszkadzają w ubieraniu kombinezonów rehabilitacyjnych, plączą się, a do tego zasłaniają oczy. Na jednym oku plaster do korekcji zeza, na drugim kosmyki i jak tu cokolwiek zobaczyć? Przeczulica głowy sprawia, że zbieranie ich w koński ogon jest na dłuższy czas niemożliwe, a jedna spinka będąca i tak dużym kompromisem, który trzeba codziennie wznawiać po kilkanaście razy, nie daje rady utrzymać włosów w ryzach. 
Zoszka została więc oddelegowana do domowego zakładu fryzjerskiego by poddać się próbie strzyżenia. Sprawa nie była prosta. Trzeba było znaleźć sposób na "podejście Zosi". Zadziałała kumulacja czyli wieczorna kąpiel + muzyka + zabawa w przelewanie wody z wykorzystaniem zwykłych kubków. Proste, ale na szczęście skuteczne. Być może od strony psychologicznej nie było to idealne rozwiązanie, bo zwyczajnie odciągnęliśmy Zoszkową uwagę, a strach przed obcinaniem włosów pozostał. Niemniej z powodu braku możliwości tłumaczenia choćby poprzez zabawę z lalką co będzie się działo i dlaczego, na chwilę obecną był to chyba jednak najbardziej racjonalny wybór. Do tej pory pojawiał się jeden wielki wrzask na sam widok nożyczek. Mimo braku fachu w rękach, "fryzjerka" robiła co mogła, żeby efekt końcowy nie był najgorszy JA włosy i tak odrosną, a nam przyjdzie się zmierzyć za kilka miesięcy z Zoszkowym strachem ponownie.  Może wtedy będzie miał już mniejsze oczy J?




Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

poniedziałek, 17 września 2012

Piknik dla dzieci z MPD - zaproszenie

18 września, a więc już jutro, odbędzie się piknik dla dzieciaczków z MPD oraz ich rodzin. Impreza będzie miała miejsce w parku należącym do Centrum Rehabilitacji, Edukacji i Opieki TPD „Helenów” w Międzylesiu przy ul. Hafciarskiej 80/86 w Warszawie. Początek spotkania zaplanowano na godzinę 10.00 Piknik jest organizowany przez Stowarzyszenie Rodziców Dzieci z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym. Przewidziano wiele atrakcji dla dzieci m. in.: karaoke, konkursy z nagrodami, zabawy integracyjne, oraz sportowe. Będzie to również dobra okazja dla rodziców do spotkania się i porozmawiania. Udział jest bezpłatny.
Zgłoszenia przyjmowane są pod numerem telefonu: 22 856 55 34/40 (od poniedziałku do piątku w godz. 9.00-17.00) oraz e-mailem: biuro@porazeniemozgowe.com.pl.
Zachęcam do udziału J! Szkoda, że stolica tak daleko od nas, pewnie byśmy się pojawili na pikniku.

sobota, 15 września 2012

Pierogi z genetyką w tle

Poranek zupełnie zwyczajny. Przytulasy, ubieranie się, śniadanie, zabawa, drugie śniadanie, zabawa. Im bliżej południa, tym Zosia bardziej marudna i bucząca. Zaczęła spinać się i szczypać. Temperatury brak. Mimo to, jak zawsze w takich momentach, jest niepokój - nie wiadomo o co Zosi chodzi, może coś ją boli? Obejrzeliśmy ją dokładnie, ale brakowało jakichkolwiek dodatkowych niepokojących sygnałów.
Zgodnie z wczorajszym planem, wybraliśmy się więc dzisiaj na obiad do naszej ulubionej pierogarni, którą odwiedzamy raz na jakiś czas. Zupę grochową podano szybko, więc przystąpiliśmy do karmienia Małej. Kilka łyżek i banan od ucha do ucha. Po pierogach radość pełna J Zosia zupełnie inna, pogodna, rozluźniona, gadająca po swojemu lub wołająca głośno "babaaaaaa". W sumie było to dziwne, bo nie zjadła od rana mało, a mimo to musiała po prostu być głodna...
Bardzo łatwo można przegapić sygnały posyłane przez Zoszkę, albo takie czy inne zachowanie zrzucać na karb innych przyczyn niż te prawdziwe. Zosia potrafi nam powiedzieć, że chce coś kontynuować (zabawę, jedzenie), ale nie potrafi dać znać, że ogólnie czegoś potrzebuje w danej chwili. Wiemy na pewno jedno: jeżeli Zosia marudzi, to znaczy, że naprawdę coś jest na rzeczy. Czasem chodzi o głód, czasem o ból, innym razem jeszcze o zmęczenie czy problem w odbieraniu bodźców zewnętrznych takich jak np. nagły hałas. Trzeba tylko nauczyć się rozszyfrowywać kod Zoszkowej komunikacji. Sporo pracy jeszcze przed nami, ale jest ona niezbędna, żebyśmy zwiększali szanse na rozumienie naszej coraz starszej Zosi i jej zmieniających się potrzeb J
Swoją drogą Tata stwierdził, że dostrzega pewne podobieństwo w zachowaniu pomiędzy Zosia i jej mamą, gdy im burczy w brzuchu. Chyba faktycznie jest w tym nawet więcej niż ziarenko prawdy. Może nie szczypię i nie buczę, ale człowiekiem pokojowego dialogu wtedy na pewno nie jestem J

P.S. Zosia uwielbia (dietetycy niech dalej nie czytają) wszelkie żurki, grochówki i kiełbachy. I pierogi niezmiennie. Chude szynki nie mają szans.

Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"

środa, 12 września 2012

Zderzenie synaps

Zoszka za bajkami animowanymi nie przepada. Jakoś tak od maleńkości dużo słucha a mało ogląda. Pełno u nas płyt z różnymi słuchowiskami, zwłaszcza tymi klasycznymi, gdzie można usłyszeć choćby panią Irenę Kwiatkowską. Są doskonałe w każdym momencie, choć szczególnie doceniamy je w czasie dłuższej podróży. Od dawna mam wrażenie, że Zosi ciężko jest odbierać naraz obraz i dźwięk. Może dlatego nie przepada za ćwiczeniami logopedycznymi, podczas których puszczane są odgłosy zwierząt, a jednocześnie pokazywane są obrazki lub figurki poszczególnych futrzaków. Choć i tutaj są małe, ale jednak postępy – ma więcej cierpliwości do takich zabaw.
Wczoraj z bajką było inaczej. Po czasie poświęconym Zoszkowej pionizacji w łuskach i masażowi buźki, przyszła pora na zajęcie się sprawami domowymi, czyli przyrządzeniem czegoś na ząb dla rodzinki. Na ten czas dobrze jest zorganizować Bąblowi jakieś zajęcie. Bez tego Zoszka siada nieprawidłowo w literę „w” i zaczyna ssać paluchy, z czym walczymy i jeszcze pewnie będziemy walczyć jakiś czas. Póki co Zosia nie rozumie o co chodzi w przyrządzaniu smakołyków. Kuchenne czynności (nawet proste mieszanie) są przez nią odrzucane, więc wspólne pitraszenie w kuchni na razie odpada. Akceptuje ona wyłącznie efekt końcowy trafiający do brzuszka. Zapakowałam więc Zoszkę do pionizatora statycznego i puściłam fragment bajki „Teletubisie - Lew i miś”. Ku mojemu zaskoczeniu, zdecydowanie było to coś dla niej. Szczególnie przypadł jej do gustu groźny głos lwa, ale podobnie jest ze słuchowiskami – im groźniejszy głos (wilk, zła królowa lub czarodziej, baba jaga), tym bardziej Mała się śmieje J Jej reakcja na bajkę była nietypowa, Zoszka ewidentnie ogarniała dźwięk i obraz. Może zderzyły się synapsy i powolutku otwierają się nowe możliwości Zosinej główki? Tak czy inaczej miałam chwilkę by dokończyć obiad, a podczas pałaszowania go przez Zoszkę usłyszeć cudne „mniam mniam” wypowiedziane z gulaszem rozmazanym na całej twarzy i w najbliższym otoczeniu. Do tego powiedziała to zgodnie z kontekstem – hurrra J!


*****

A tak ze spraw bieżących:

-   Zastępstwa w ośrodku za logopedę brak, więc przepadła nam też niestety wtorkowa rehabilitacja w ramach NFZ. Dobrze, że główny trzon ćwiczeń jest prywatny.
-    Wciąż czekamy na wózek „Kimba”, zamówiony 2 miesiące temu - ponoć ma dotrzeć lada dzień.
-     Mamy już względnie zgrany grafik Zoszkowych zajęć, wizyt kontrolnych i badań USG.
A mnie dopadła pierwsza w życiu zwykła jelitówka (dobrze, że nie jestem wybrańcem rotawirusa – w piątek rehabilitacja, więc trzeba przepędzić paszczaka i stanąć na nogi J).


Ranking blogów kampanii społecznej Na jednym wózku

Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"