sobota, 5 stycznia 2013

Słodzenie, czyli jak zdopingować rodziców

W oczekiwaniu na postępy z gatunku tych spektakularnych, Zoszka funduje nam co jakiś czas słodkie niespodzianki. Oczywiście nie można zapewnić ich zbyt wiele, bo się rodzice rozpłyną z zachwytu i osiądą na laurach :P Najlepiej stopniowo i w niewielkich ilościach. To i tak wystarczy do "ochów" i "achów".
Ech, żeby ta nasza Zosia wiedziała ile dla nas takie małe odkrycia czy zabawne sytuacje znaczą... 
I tak dla przykładu, zabawy w pokazywanie i nazywanie kilku obrazków, np.: lala, miś, piłka oraz uczenie ich rozróżniania nigdy nie zakończyły się sukcesem. Zosia obrazki lubi targać lub rozrzucać, a już na pewno nie pokaże co jest co. A w ubiegły czwartek na zajęciach? Łobuza bezbłędnie wskazywała palcem obrazki z poszczególnymi zabawkami. Ona naprawdę wie i rozumie więcej niż nam się zdaje. Przyczajony tygrys, ukryty smok jak się patrzy J
Kiedy indziej Zoszka zapewnia nam dla odmiany niezły ubaw. Mała uwielbia piosenki (najlepiej z pokazywaniem), rymowanki i wszelkie wierszyki. Dzięki różnym zajęciom poznajemy ich całkiem sporo. Czasem, z różnym skutkiem, tworzymy sami.
Wczoraj po kąpieli, przed pójściem spać, Tata recytował rymowanki i oddawał się radosnej twórczości:
Tata:
- 1234 maszerują oficery, 5678 chyba mają muchy w nosie.
Zosia:
- co ty....
J

Kolorowych snów!

2 komentarze:

  1. Zosia jest przeurocza!!! Na pewno zdziwienie w jej oczkach musiało być niesamowite :) Całusy dla Zoszki Radoszki:)

    OdpowiedzUsuń