poniedziałek, 31 października 2016

Granice

Gdy dwa lata temu Franek stawiał swoje pierwsze kroki i robił się coraz bardziej ciekawy świata, Zoszka wybrała odwrotny kierunek. W porównaniu z wcześniejszymi miesiącami jeszcze bardziej nasiliło się wycofanie, zamkniecie, duża huśtawka nastrojów, napady histerii w wydawałoby się zwyczajnych, niepozornych sytuacjach.

Zosia postawiła sobie wiele granic, których z tylko sobie znanych powodów nie chciała lub też nie potrafiła przekraczać.
Na rożne sposoby staraliśmy się zrozumieć myślenie Zoszki, żeby pomoc jej oswoić przeróżne strachy. Czasem się udawało, ale często pozostawaliśmy bezradni.

Część granic była bardzo realnie umiejscowiona w przestrzeni. Zosia zaczęła niemal codziennie płakać lub wpadać w histerię po przekroczeniu progu naszego mieszkania. Z czasem coraz trudniej przychodziło jej wchodzenie do dużego pokoju czy zbliżanie się do kuchni. Stawała się nieprawdopodobnie spięta, a w oczach pojawiał się naprawdę ogromny strach. Wiele razy staraliśmy się zrozumieć o co chodzi. Zastanawialiśmy się, czy nie boi się czasem jakiegoś konkretnego przedmiotu. Te bardziej podejrzane próbowaliśmy zasłaniać lub przenosić, ale nie zawsze przynosiło to poprawę.
Miałam duże poczucie winy. Jak jednak mogłam się czuć, gdy moje dziecko płakało niemiłosiernie po powrocie do domu, a sytuacja pojawiała się niemal codziennie?

To co kiedyś było zupełnie zwyczajne czyli śmiganie Zosi po całym mieszkaniu po prostu zniknęło i wydawało się, że już nigdy nie będzie poprawy...

A jednak pewnego wieczoru, gdy Francik spał już snem sprawiedliwego, a w mieszkaniu zaległa cisza, Zoszka zamiast spać przydreptała do dużego pokoju i przekroczyła jedną ze swoich granic: dobrała się do kącika z zabawkami tuż przy kuchni! Ku naszemu zdziwieniu nie było to jednorazowe. Od pewnego czasu codziennie wieczorami (a czasem nawet w ciągu dnia) dzieje się to samo ☺ 


A w minioną sobotę...Zoszka dołączyła do nas w kuchni. Przyszła i wdrapała się na moje kolana. Pierwszy raz od dwóch lat!


Nasze przełomy są właśnie takie. Wyczekane, wytęsknione. Pozornie nie dotyczą wielkich spraw, a jednak dla nas znaczą bardzo wiele - dają nadzieje na przekraczanie kolejnych granic...

3 komentarze:

  1. obyście jak najczęściej przekraczali te najtrudniejsze granice!
    cudne zdjęcie - po prostu lof!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyłączam się do zachwytów nad waszym wspólnym zdjęciem życząc więcej i więcej takich momentów. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I właśnie takie chwile dodają sił i trzeba je kolekcjonować w głowie... Piękne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń