środa, 6 czerwca 2012

Gipsowej opowieści ciąg dalszy

W poniedziałek Zoszka otrzymała nowe gipsy. Tata przekazał pani, która zajmuje się ich zakładaniem, wszystkie uwagi i opisał dokładnie z czym był problem. Teoretycznie wszystko powinno być w porządku, ale we wtorek po dotarciu na rehabilitację w ośrodku SORO usłyszałam, że stopy nie są w pozycji pośredniej, tzn. najbardziej optymalnej do tego, żeby rozciągać ścięgna Achillesa, co jest niezbędne, by Zoszka mogła kiedyś samodzielnie stanąć czy zrobić swoje pierwsze kroki. Dzisiaj potwierdziła to nasza pani Aneta. Gipsy są zdecydowanie za luźne i nie spełniają swojej funkcji, więc szkoda męczyć Zosię. Zresztą jeden gips udało się ściągnąć jak but, bez rozcinania czy namaczania...
Mam wrażenie, że towarzyszy nam "gipsowy" pech. Dziwny, bo pani, która unieruchamiała nóżki, jest naprawdę specem w tej dziedzinie i szkoli rehabilitantów jak to robić prawidłowo, a w naszym odczuciu zakładała gipsy starannie, choć oczywiście nie znamy się na szczegółach od strony technicznej. Póki co Zosia została "odkotwiczona". Prawdopodobnie spróbujemy w przyszłym tygodniu założyć je ponownie, w końcu, jak by nie było, do trzech razy sztuka J

*****

Dostałam nowy wniosek na łuski, z adnotacją, że wzmogło się napięcie w stopach oraz, że korzystanie z posiadanego sprzętu jest niewystarczające. Zobaczymy co powiedzą na to urzędnicy. Żeby nie było zbyt łatwo, dopiero w domu zorientowałam się, że pani dr nie wpisała ulicy we wniosku oraz, że formularz nie jest zaopatrzony w pieczątkę ośrodka, co jest konieczne do tego, by wniosek był uznany za ważny. Trzeba więc zrobić dodatkowy kurs do lekarza. Jutro święto, może w piątek uda mi się uzupełnić formularzowe braki. 

A poniżej pamiątka. Trzeba będzie ją rozciąć, bo zawiera w sobie cenną drewnianą podkładkę, na której "buduje" się gips, powstałą z obrysowania Zoszkowej stópki, wyciętą zgodnie z zaznaczonym konturem i wygładzoną papierem ściernym. Całość pieczołowicie wykonana przez Dziadka i Tatę:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz