poniedziałek, 10 października 2016

O sprzęcie słów kilka

Kilka lat temu Zosia stała się posiadaczką wózka Kimba II wyposażonego dodatkowo w stolik oraz mobilną podstawę pokojową. Stolik miał cenę zacną - kawałek plastiku umieszczony na metalowych prowadnicach wyceniono na niemal 1000 PLN. Naprawdę.
Z założenia stolik miał być wieczny, no bo przecież w parze z ceną powinna iść jakość. Kimba służyła, owszem, ale do czasu. Zdziwienie nasze było duże, gdy po kilku latach użytkowania stolik sam z siebie zaczął pękać. Zoszka jest lekka, więc nawet w momencie opierania się na nim rękami nie był zmuszany do utrzymania nie wiadomo jakiego ciężaru.


Gdy odpadł cały róg, złote dziadkowe ręce wykonały godnego następcę niewielkim kosztem (trzeba było kupić kawałek sklejki, listewki oraz nanieść warstwę lakieru). Procesu produkcji nie podliczam - jest bezcenny ;) Dodatkowo Dziadek dostosował głębokość stolika do drobnej postury Zoszki, więc zniknął problem jedzenia spadającego na brzuszek czy nóżki mimo stosowania różnych osłonek. Teraz Zoszka siedzi przy samej krawędzi stolika, więc jest idealnie.
Psujący się sprzęt to jest jeden z takich momentów, gdy skacze mi ciśnienie kiedy pomyślę sobie jak bardzo przepłacamy kupując sprzęty ortopedyczne czy rehabilitacyjne. A przecież zawsze przed kupnem jakiegokolwiek oprzyrządowania czytamy, porównujemy, konsultujemy się z innymi rodzicami czy specjalistami. Taki zakup nigdy nie jest robiony na chybił trafił tym bardziej, że niemal zawsze wiąże się z astronomicznymi kwotami, które tylko w niewielkim stopniu są refundowane z państwowych funduszy.
Nie wiem skąd biorą się gigantyczne marże naliczane przez sklepy medyczne. Nie rozumiem też, kto o zdrowych zmysłach decyduje, że np. pieluszka wyceniana przez NFZ warta jest 1,40 zł, gdy w pewnym owadzim :) sklepie dyskontowym produkt podobnej jakości wart jest połowę tej kwoty. I nikt mnie nie przekona argumentem jakości. Zbyt wiele pieluszek testowaliśmy i mamy porównanie. Pacjenci muszą się borykać z nieszczęsnymi limitami, a mam wrażenie, że dałoby się wygospodarować dodatkowe środki na wsparcie, gdyby ktoś z głową podchodził do sprawy wycen.

Wracając do marży, otrzymałam kiedyś piękną opowieść o kosztach patentów, które trzeba ponosić, aby zarejestrować produkt spełniający wymogi osoby z niepełnosprawnością. Jednak sprawę zweryfikował mi pewien pan, który sprzedaje specjalistyczne przyczepki rowerowe. Koszty są jednorazowe i nie są tak wysokie. Po prostu osoby z niepełnosprawnością lub ich bliscy zrobią naprawdę wiele, żeby życie było możliwie komfortowe, a otaczający świat jak najbardziej dostępny. Nie każdy ma w swoim otoczeniu kogoś, kto lubi majsterkować. Większość organizuje życie codzienne osób z niepełnosprawnością wykorzystując sprzęty dostępne w sklepach. I to jest chyba po prostu niezły biznes... 

Tak czy inaczej udało nam się niemałą kwotę zaoszczędzić.
A stolik pierwsza klasa, prawda ?



*****

Z cyklu zdziwienie tygodnia:

Co odpowiada Zoszka terapeucie, gdy proponowane zajęcie jej nie odpowiada?

"Zosia nie słucha."

A na basenie robimy coraz większe oczy patrząc na Zosię. Zoszka pływa w zasadzie sama  Musimy to nagrać.

1 komentarz:

  1. Stolik pierwsza klasa, nie ma to jak zdolny dziadek :)

    niestety większość sprzętów które kupujemy to przerost formy nad treścią... już dawno stwierdziliśmy że za cenę kimby powinni dawać dożywotnią gwarancję!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń