poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Pożegnanie

Tysiące powtórek poszczególnych ćwiczeń.
Łzy, pot, ale także mnóstwo śmiechu.
Kawał serca zostawiony na każdych zajęciach.
I oczywiście wspólne śpiewanie 

3 lata i ciut rehabilitacji, aż w końcu nadszedł dzień, gdy trzeba było się pożegnać.

Smutno.

W życiu Zosi jest mnóstwo zmiennych. Gdy udaje się wdrapać na jedną górę, za nią pojawia się następna. Wszystko to, co przynosi stabilizację i poczucie bezpieczeństwa jest bardzo cenne, więc tym trudniej jest zaakceptować moment rozstania.

Rehabilitanci oraz lekarze, których w ostatnich latach spotykaliśmy w ramach różnych konsultacji, a którzy mieli okazję poznać historię Zosi, byli pod wrażeniem jej rozciągnięcia i wyćwiczenia. Stwierdzali, że widać, że jest w dobrych rękach. I faktycznie tak było.

Bo gdyby nie solidna rehabilitacja, czy Zoszka potrafiłaby siedzieć tak:

 lub tak:
albo w ten sposób (nogi trzymane niemal prosto przed sobą, kiedyś wydawało nam się to nieosiągalne):

A dawniej możliwy był jedynie, fatalny dla bioder i kolan, siad w "W" (lepsze to niż nic, ale zawsze marzy się o kroku naprzód):


Czy Zoszka potrafiłaby bez ćwiczeń dociążyć stopy do podłoża i pewnego dnia stanąć ze wspomaganiem, nie mówiąc już o chodzeniu?


Tak wiele milowych kroków udało się Zosi postawić! Tak wiele zmian na lepsze!

Pamiętam jak w 2012 bałam się rozstania z Vojtą i zmian. A jednak Zoszka trafiła w bardzo dobre ręce. Muszę więc wierzyć, że i teraz będzie podobnie. Coś się kończy i coś się zaczyna, życie, ech.

Dziękujemy Ci Anetko, Ty wiesz :*






czwartek, 27 sierpnia 2015

Morze, nasze morze

W tym roku nasze wakacje miały być stacjonarne: dom - działka - krótkie wyskoki do pobliskiego parku, lasu czy nad wodę. 
Czasem jednak zdarza się tak, że tuż za rogiem może czekać na nas bardzo miła niespodzianka. Nasza była związana z dwiema spotkanymi osobami, dzięki którym mogliśmy porzucić nasze mieszkanko na kilka dni i pooddychać morskim powietrzem. 
Przed urlopem tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie czy jechać i jak to będzie. Bo długa podróż, bo dwójka dzieci w jednym pokoju (i dwa różne systemy zasypiania), bo Zosia źle reagująca na hałas, bo jak to nad polskim morzem, z pogodą różnie bywa. Do tego u Zosi w przedszkolu w okresie wakacyjnym żniwo zbierała ospa oraz tu i ówdzie pojawiało się zapalenie spojówek. Czekaliśmy więc czy Zoszka przyniesie coś do domu czy też nie.
Zdecydowanie za dużo projekcji pojawiło się przed wyjazdem w mojej głowie. Nie potrafię się ich do końca jednak pozbyć w podobnych sytuacjach. Z doświadczenia wiem, że zapewnienie Zosi poczucia bezpieczeństwa w nowym miejscu jest dużym wyzwaniem. To co dla nas wiąże się z wypoczynkiem czy miłym oderwaniem od rzeczywistości, dla Zoszki jest po prostu stresujące.
Perspektywa wypoczynku była tak nieprawdopodobna i tak wiele spraw stało pod znakiem zapytania, że gdy już w końcu wyruszyliśmy w stronę morza, stwierdziliśmy, że to po prostu musi się udać.
I mimo, że nie brakowało momentów trudnych dla Zosi, ogromnie cieszymy się, że mogliśmy wypocząć. To był dobry czas!
8 dni bajecznej pogody, spacerów do upadłego brzegiem morza na zmianę z taplaniem się w wodzie. Czas Frania zasypiającego w kilka minut oraz rodziców zasypiających nad książkami Udało się również zaliczyć kilka spacerów bez dzieci, znaczy się randki były ;) Czas mew, zbierania muszelek, odwiedzania portu i podglądania z zachwytem kitesurferów. Czas rybki, nadmorskich naleśników i gofrów. Słowem - wakacje.
Wróciliśmy osmagani wiatrem i słońcem, bogatsi o dodatkowe pokłady witaminy D3 oraz jodu. 
To wszystko doceniamy tym bardziej, że od września czeka Zoszkę wiele zmian. Miło było oderwać się od tego co przed nami, zwolnić, złapać oddech (choć czasem Franek nam na to nie pozwalał ). Zachowamy miłe wspomnienia...










































wtorek, 18 sierpnia 2015

Ach te emocje

Zosia widzi, że Franek jest szybszy.
W podbieganiu i przytulaniu. W chwytaniu swoich zabawek. W dotarciu do jedzenia, gdy czas posiłku (lub nie ). W ucieczkach i buntach też jest szybszy.
Francik dużo mówi, spędza praktycznie każdą wolną chwilę z nami, od wieszania prania, przez gotowanie, czytanie, sprzątanie po spacery i wspólne zabawy.
A Zoszka mimo tego, że staramy się jak możemy, nie ogarnia takiej codziennej, niezbędej krzątaniny z małym elektronem krążącym wokół. 

Jest zazdrosna i daje to odczuć. Szczypie nas, czasami odsuwa od siebie choć wiem, że bardzo potrzebuje bliskości. Próbuje przy każdej nadarzającej się okazji uciekać w swój świat słuchowisk i piosenek, a my staramy się znaleźć złoty środek między jej potrzebami, a tym, żeby zupełnie nam na swoją chmurkę nie odfrunęła. Nie lubię tych wyborów.

Tęsknię za Nią w takiej prostej codzienności. Może kiedyś będzie lepiej, ech. 
A póki co, jak to mamy w zwyczaju, chłoniemy rzadkie ostatnio, ale jednak pojawiające się wspólne chwile zabawy: