Pewnie kupowalibyśmy w tym roku tytę dla pierwszoklasistki i przeżywalibyśmy początek nowego etapu w życiu Zoszki.
Będzie jednak inaczej.
W lipcu Zoszka miała spotkanie z psychologiem i zapadła decyzja o przesunięciu startu szkolnego Zosi. Wstępnie o rok, później zobaczymy co będzie dalej.
Z jednej strony cieszę się, że w okresie dużych zmian w rehabilitacji choć przedszkole pozostanie dla Zoszki miejscem znanym, z którym zdążyła się już oswoić. Z drugiej jednak, gdzieś tam z tyłu głowy pałęta się smutas i tęsknota za zwykłym biegiem zdarzeń.
Ale jest co jest i trzeba się skoncentrować na innych celach.
Jeżeli pod koniec roku szkolnego będę mogła powiedzieć, że Zosia, mimo trudniejszych momentów, udźwignęła emocjonalnie potok zmian, będzie to wielką, wielką sprawą.
A na ten moment koncentrujemy się na celu bardzo krótkoterminowym - przetrwać upały. Chłodnik, arbuz, taplanie w wanience, wentylator, pozasłaniane szczelnie okna. Kusi koncepcja lodów na obiad ☺
Długie P.S. Niezbędna do odroczenia obowiązku szkolnego opinia jest wystawiana w jedynej w Katowicach Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej dla dzieci z większymi wyzwaniami rozwojowymi. Przy każdej tego typu wizycie trzeba się wspiąć na piętro pokonując schody (to co na zdjęciu x2). Pomocy brak. Windy brak. Podjazdu brak.
Na naszym osiedlu jest podobna poradnia, ale nie jest ona "specjalistyczna", więc musimy udać się do tej właśnie konkretnej placówki. Tym razem udało się uniknąć taszczenia wózka do góry dzięki temu, że spotkałam terapeutkę Zosi na dole. Zostały razem we dwie przez chwilę, a ja pobiegłam na górę. Ostatecznie znalazł się dla nas pokój na parterze (choć zapisano nas na spotkanie na piętrze).
A wystarczyłoby rejestrując przez telefon dopytać czy dziecko da radę pokonać schody i w razie potrzeby zarezerwować salę na dole (gdzie jest podjazd dla wózków).
Jeżeli i takie rozwiązanie byłoby niemożliwe, wypadałoby pomyśleć o dostosowaniu poradni do możliwości wszystkich podopiecznych, skoro pojawiają się tam przeróżne dzieciaczki z rozległej okolicy...
Druga sprawa dotyczy tego, że początkowo, aby oszczędzić Zoszce dodatkowego wyjazdu do centrum miasta, zapisałam ją na niezbędne wizyty w Poradni Psychologicznej właśnie na naszym osiedlu, dzięki czemu mogłybyśmy podjechać tam wracając choćby z przedszkola. Opisałam dokładnie o jakie dziecko chodzi. O tym, że Zosia nie może być tam przyjęta dowiedziałam się...kilka godzin przed spotkaniem. Okazuje się, że maluszki ze sprzężoną niepełnosprawnością muszą się udać do poradni specjalistycznej, o czym nikt mnie wcześniej nie poinformował. W słuchawce usłyszałam tylko, że nie mogą nam pomóc i żebym sobie sama załatwiła jakiś termin we właściwej placówce. Zadzwoniłam tamże. Terminy na za dwa-trzy miesiące, a opinia potrzebna do końca wakacji.
Wkurzyłam się. Oddzwoniłam i poprosiłam o rozmowę z dyrektorem. Po wyjaśnieniach otrzymałam obietnicę rozwiązania problemu. Po pół godzinie skontaktowała się ze mną pani dyrektor z poradni specjalistycznej. Otrzymałyśmy rozsądny termin.
Nie znoszę takich sytuacji "na ostro", ale coraz częściej widzę, że jeżeli nie tupnę nogą, to naprawdę nic się nie da załatwić i trzeba będzie samemu rozsupływać skutki niekompetencji niektórych pracowników (co dla nas oznacza dodatkowe kursy autem, przekładane terapie itp.).
Podobnie było z odbiorem gotowego już odroczenia od szkoły. Trzeba je odebrać osobiście i koniec kropka. Jednak przy większej nieustępliwości okazuje się, że jednak jest możliwość nadania przesyłki pocztą.
Takie logicznie poukładane drobiazgi mogłyby naprawdę bardzo ułatwić życie przy dopełnianiu mnóstwa urzędniczych formalności. Jednak na chwilę obecną każda załatwiana sprawa wiąże się z jakimiś mniejszymi lub większymi problemami, niestety. Czasem mam wrażenie, że jest to kwestią jedynie odrobiny empatii i większego przyłożenia się do powierzonych obowiązków, nie zaś nie wiadomo jak rozdmuchanej logistyki. Tych małych odruchów dobra bardzo nam brakuje. Ale to oczywiście mój rodzicielski punkt widzenia.
A na ten moment koncentrujemy się na celu bardzo krótkoterminowym - przetrwać upały. Chłodnik, arbuz, taplanie w wanience, wentylator, pozasłaniane szczelnie okna. Kusi koncepcja lodów na obiad ☺
Długie P.S. Niezbędna do odroczenia obowiązku szkolnego opinia jest wystawiana w jedynej w Katowicach Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej dla dzieci z większymi wyzwaniami rozwojowymi. Przy każdej tego typu wizycie trzeba się wspiąć na piętro pokonując schody (to co na zdjęciu x2). Pomocy brak. Windy brak. Podjazdu brak.
Na naszym osiedlu jest podobna poradnia, ale nie jest ona "specjalistyczna", więc musimy udać się do tej właśnie konkretnej placówki. Tym razem udało się uniknąć taszczenia wózka do góry dzięki temu, że spotkałam terapeutkę Zosi na dole. Zostały razem we dwie przez chwilę, a ja pobiegłam na górę. Ostatecznie znalazł się dla nas pokój na parterze (choć zapisano nas na spotkanie na piętrze).
A wystarczyłoby rejestrując przez telefon dopytać czy dziecko da radę pokonać schody i w razie potrzeby zarezerwować salę na dole (gdzie jest podjazd dla wózków).
Jeżeli i takie rozwiązanie byłoby niemożliwe, wypadałoby pomyśleć o dostosowaniu poradni do możliwości wszystkich podopiecznych, skoro pojawiają się tam przeróżne dzieciaczki z rozległej okolicy...
Druga sprawa dotyczy tego, że początkowo, aby oszczędzić Zoszce dodatkowego wyjazdu do centrum miasta, zapisałam ją na niezbędne wizyty w Poradni Psychologicznej właśnie na naszym osiedlu, dzięki czemu mogłybyśmy podjechać tam wracając choćby z przedszkola. Opisałam dokładnie o jakie dziecko chodzi. O tym, że Zosia nie może być tam przyjęta dowiedziałam się...kilka godzin przed spotkaniem. Okazuje się, że maluszki ze sprzężoną niepełnosprawnością muszą się udać do poradni specjalistycznej, o czym nikt mnie wcześniej nie poinformował. W słuchawce usłyszałam tylko, że nie mogą nam pomóc i żebym sobie sama załatwiła jakiś termin we właściwej placówce. Zadzwoniłam tamże. Terminy na za dwa-trzy miesiące, a opinia potrzebna do końca wakacji.
Wkurzyłam się. Oddzwoniłam i poprosiłam o rozmowę z dyrektorem. Po wyjaśnieniach otrzymałam obietnicę rozwiązania problemu. Po pół godzinie skontaktowała się ze mną pani dyrektor z poradni specjalistycznej. Otrzymałyśmy rozsądny termin.
Nie znoszę takich sytuacji "na ostro", ale coraz częściej widzę, że jeżeli nie tupnę nogą, to naprawdę nic się nie da załatwić i trzeba będzie samemu rozsupływać skutki niekompetencji niektórych pracowników (co dla nas oznacza dodatkowe kursy autem, przekładane terapie itp.).
Podobnie było z odbiorem gotowego już odroczenia od szkoły. Trzeba je odebrać osobiście i koniec kropka. Jednak przy większej nieustępliwości okazuje się, że jednak jest możliwość nadania przesyłki pocztą.
Takie logicznie poukładane drobiazgi mogłyby naprawdę bardzo ułatwić życie przy dopełnianiu mnóstwa urzędniczych formalności. Jednak na chwilę obecną każda załatwiana sprawa wiąże się z jakimiś mniejszymi lub większymi problemami, niestety. Czasem mam wrażenie, że jest to kwestią jedynie odrobiny empatii i większego przyłożenia się do powierzonych obowiązków, nie zaś nie wiadomo jak rozdmuchanej logistyki. Tych małych odruchów dobra bardzo nam brakuje. Ale to oczywiście mój rodzicielski punkt widzenia.
Skąd ja to znam...? Dobrze, że jak zwykle dzielnie sobie poradziłyście. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńczyli "normalnie"...
OdpowiedzUsuń