czwartek, 27 sierpnia 2015

Morze, nasze morze

W tym roku nasze wakacje miały być stacjonarne: dom - działka - krótkie wyskoki do pobliskiego parku, lasu czy nad wodę. 
Czasem jednak zdarza się tak, że tuż za rogiem może czekać na nas bardzo miła niespodzianka. Nasza była związana z dwiema spotkanymi osobami, dzięki którym mogliśmy porzucić nasze mieszkanko na kilka dni i pooddychać morskim powietrzem. 
Przed urlopem tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie czy jechać i jak to będzie. Bo długa podróż, bo dwójka dzieci w jednym pokoju (i dwa różne systemy zasypiania), bo Zosia źle reagująca na hałas, bo jak to nad polskim morzem, z pogodą różnie bywa. Do tego u Zosi w przedszkolu w okresie wakacyjnym żniwo zbierała ospa oraz tu i ówdzie pojawiało się zapalenie spojówek. Czekaliśmy więc czy Zoszka przyniesie coś do domu czy też nie.
Zdecydowanie za dużo projekcji pojawiło się przed wyjazdem w mojej głowie. Nie potrafię się ich do końca jednak pozbyć w podobnych sytuacjach. Z doświadczenia wiem, że zapewnienie Zosi poczucia bezpieczeństwa w nowym miejscu jest dużym wyzwaniem. To co dla nas wiąże się z wypoczynkiem czy miłym oderwaniem od rzeczywistości, dla Zoszki jest po prostu stresujące.
Perspektywa wypoczynku była tak nieprawdopodobna i tak wiele spraw stało pod znakiem zapytania, że gdy już w końcu wyruszyliśmy w stronę morza, stwierdziliśmy, że to po prostu musi się udać.
I mimo, że nie brakowało momentów trudnych dla Zosi, ogromnie cieszymy się, że mogliśmy wypocząć. To był dobry czas!
8 dni bajecznej pogody, spacerów do upadłego brzegiem morza na zmianę z taplaniem się w wodzie. Czas Frania zasypiającego w kilka minut oraz rodziców zasypiających nad książkami Udało się również zaliczyć kilka spacerów bez dzieci, znaczy się randki były ;) Czas mew, zbierania muszelek, odwiedzania portu i podglądania z zachwytem kitesurferów. Czas rybki, nadmorskich naleśników i gofrów. Słowem - wakacje.
Wróciliśmy osmagani wiatrem i słońcem, bogatsi o dodatkowe pokłady witaminy D3 oraz jodu. 
To wszystko doceniamy tym bardziej, że od września czeka Zoszkę wiele zmian. Miło było oderwać się od tego co przed nami, zwolnić, złapać oddech (choć czasem Franek nam na to nie pozwalał ). Zachowamy miłe wspomnienia...










































5 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia i pewno jeszcze piękniejsze wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czas na złapanie oddechu, wspaniale, że się udało, pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie spontaniczne wyprawy są chyba najlepsze. Tym bardziej, że jak to widać po zdjęciach, słodziaki są jak najbardziej zadowolone. Oby jak najwięcej takich pięknych chwil

    OdpowiedzUsuń
  4. te wszystkie fotki mowia za siebie! cudnie:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. przepiękne zdjęcia, piękne, roześmiane, szczęśliwe buzie :)

    OdpowiedzUsuń