wtorek, 26 czerwca 2012

"Pogipsowe" problemy

Tydzień po założeniu gipsów pojawił się problem ze stawaniem na prawą stopę. Nie był to stały ból, ale pojawiający się od czasu do czasu. Po konsultacjach postanowiliśmy więc zatrzymać gipsy jeszcze kilka dni, a ściągnąć je gdyby faktycznie dyskomfort był bardzo duży. Zoszka ćwiczyła praktycznie bez problemu, więc udało się wytrwać w gipsach do niedzieli. Zaraz po ich ściągnięciu zobaczyliśmy w czym był problem. Ponieważ Zoszka cały czas dążyła do baletkowego ustawienia stóp, obtarła tył prawej pięty, na której zrobiła się odleżyna półcentymetrowej średnicy...Jest bolesna. Cały czas ją wysuszamy. Po nocy jest lepiej, bolące miejsce jest zasklepione, ale wraz z upływającym czasem strupek pęka, a płyn zaczyna sączyć się na nowo. Tak pewnie jeszcze będzie przez kilka dni. Bidulka. Następnym razem gipsy będziemy ściągać przy pierwszych podobnych objawach. Nie da się przewidzieć jak będzie przebiegało następne unieruchomienie nóżek. Bolesne otarcie może się pojawić po dwóch dniach albo po dwóch tygodniach. Może, ale nie musi. Nie ma reguły niestety. Kolejne gipsowanie we wrześniu.
Okazało się, że do wyrobienia łusek potrzebny jest odlew gipsowy, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe. Wniosek na łuski musimy zrealizować do 5.07. Mam nadzieję, że na początku przyszłego tygodnia nóżka będzie już zagojona.

I jeszcze kilka ujęć z gipsowego okresu:

Próba pionizacji, czyli jednoczesne ustawianie w prawidłowej pozycji stóp, miednicy, pilnowanie, żeby kolana się nie zgięły, plecy nie zaokrąglały, a głowa nie opadła. HardcorJ


Ostatnie chwile w gipsach pięknie ozdobionych przez kuzynów Zoszki. Tata w roli imadła stabilizującego.



 Ściąganie gipsów w bardzo miłych, letnio - ogrodowych okolicznościach przyrody.


Chwalipięctwa odrobina

Zoszka wytrzymała w gipsach 13 dni!
A do tego na ostatnich dwóch sesjach rehabilitacji przytulała się do pani Anety, głaskała ją po buzi i dawała buziaki. Nie było płaczu.
CudniJ

sobota, 23 czerwca 2012

Tata

Dziś Jego dzień.
Tak sobie myślę, że Zosia ma szczęście. Otrzymała Tatę naprawdę na medal, najlepszego jaki był możliwy. Od początku przyjął Zosię z "dobrodziejstwem inwentarza" i zaakceptował ją taką jaka jest. Nigdy nie miałam poczucia, że jesteśmy z nią w tej trudnej sytuacji same. Od zawsze wspiera, podtrzymuje i pomaga ogarniać zakręconą codzienność.
Kiedy w mojej głowie huczy pytanie "Dlaczego?", On po prostu wie, że z jakichś powodów tak musi być i zamiast rozmyślać, nastawia się na działanie. Gdy się wściekam lub zwyczajnie ryczę, bo mam już dość, Tata jest spokojny. Nie wiem jak On to robi. Ma w sobie chyba całe morze cierpliwości. 
Ja się boję przyszłości, Tata mówi "Damy radę". I za to wszystko nie może usłyszeć Zoszkowego "Dzięki, Tato". Może kiedyś, a póki co, otrzymuje to samo poprzez Zosi buziaki, uśmiechy i przytulaki.
Jak dobrze, że jest...J

wtorek, 19 czerwca 2012

O związku pomiędzy lampką wina a wózkiem dziecięcym

Lampka wina jest niezbędna, żeby można było spokojnie, od początku do końca, przeczytać cennik specjalistycznego wózka dla Zosi. Zosiakowy wysłużony X-lander nie daje już rady. Jej motoryka jest na tyle skomplikowana, że wymaga odpowiedniego sprzętu. Nasze mieszkanko zaczyna powoli przypominać sklep medyczny. Znajdziesz tu pionizatory, foteliki, półwałki, buty ortopedyczne i inne ciekawe przedmioty. Teraz czas na zmianę wózka. Potrzebny jest dobrze wyprofilowany, który będzie stabilizował miednicę i plecy tak, aby Zoszka nie "wyjeżdżała" nam z wózka, co ma teraz nagminnie miejsce. Trzeba też jej dostarczać jak najwięcej prawidłowych wzorców, aby wzmacniać efekty rehabilitacji, na spacerze również, a  dobry wózek to umożliwi. Nie ukrywam, że funkcjonalność i estetyka też ma znaczenie. Dobrze by było, żeby się sprawnie składał, był zwrotny, miał pompowane koła i nie był ciężki, ortopedyczny. Nasze typy są dwa: 




A cena?...........Poniżej 10.000 PLN nie da się zejść...Widzieliśmy już inne wózki, tańsze, ale szczerze mówiąc pozostawiają wiele do życzenia od strony jakościowej. Nie mają też tylu możliwości regulacji i dostosowywania wózka do danego dziecka jak te dwa powyższe.
Taki wózek jest rozebrany na części pierwsze, a jego każda jego część wyceniona. Rodzice sami dobierają elementy podstawowe jak i specjalistyczne wyposażenie. I tak dla przykładu Kimba: 
- stelaż: 4730,53 PLN
- siedzisko: 3897,23 PLN
- pas miedniczy: 621,43 PLN
- pałąk z wyścieleniem: 301,68 PLN
- daszek: 792,45 PLN
- peloty piersiowe: 594,38 PLN
- klin: 402,60 PLN
A to wszystko naprawdę nie jest ani posrebrzane ani tkanie jedwabną nicią...Może choć skórzaną tapicerkę, stereo dolby surround i klimatyzację dorzucą gratis J?
Pomijam już fakt, że Kimba i Stingray R82 są dostępne w dwóch rozmiarach, a wiele elementów dodatkowych jest produkowanych w trzech rozmiarach. Do dyspozycji rodziców z południa Polski udostępniono do prezentacji wózki niekompletne, tak więc nie ma możliwości porządnego doboru, robi się to na wyczucie, co zważając na cenę oraz duże znaczenie precyzyjnego dopasowania poszczególnych elementów jest karygodnym zaniedbaniem ze strony producenta lub wyłącznego przedstawiciela handlowego. Klientów nie brakuje, więc filozofia "po co się starać" daje się porządnie odczuć...
Tak czy inaczej organizujemy się, żeby jak najlepiej dobrać Zoszce wózek. Z lampką wina w ręku w trakcie jego wyceny...

piątek, 15 czerwca 2012

O dolegliwościach gipsowanych nóżek oraz o cudzie NFZ - owskim

Zoszka sypia bez zarzutu. W zasadzie od małego jest ona w tej kwestii dzieckiem idealnym. Albo od razu pada ze zmęczenia, albo śmieje się lub gada buszując w łóżeczku zanim zaśnie. Nigdy nie wymagała specjalnego usypiania, jedynie ustalonego rytmu i przytulenia przed położeniem do łóżeczka. Problemy z zaśnięciem pojawiały się tylko na etapie ząbkowania. A wczoraj histeria była, że ho ho. Podkówka pojawiła się już na etapie kąpieli, a potem było już coraz głośniej. Po kilku minutach płaczu weszłam do niej raz jeszcze, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Noga nie była zakleszczona między szczebelkami, temperatury brak, wszystko wydaje się być ok, a wycie jak było tak jest. To jedna z takich denerwujących sytuacji gdy nie możemy uzyskać od Zoszki prostego komunikatu np.: "Mama, Tata, boli". Musimy się domyślać co się dzieje. Zawsze w głowie pojawia się też myśl : "A jeśli to zastawka?".
Uspokajała się jeszcze przez dobrą godzinę, a potem wybudzała co jakiś czas z płaczem w nocy. Na szczęście rano obudziła się radosna. Cokolwiek było problemem - zniknęło.
Na rehabilitacji rozmawiałam z p. Anetą i innymi mamami. Okazuje się, że gipsy przy dużym napięciu dają się dzieciakom porządnie we znaki. Chodzi o to, że Zoszkowy mózg jest przyzwyczajony do baletkowego ustawienia stóp, więc przez cały dzień dąży do takiego właśnie ich ułożenia. Po całym dniu mięśnie są zmęczone, a stopy po prostu bardzo bolą. Często są też mocno obite pięty. Po nocy wszystko zazwyczaj wraca do normy, w czasie snu dziecko się rozluźnia więc ból ustępuje. Na szczęście te wszystkie dolegliwości można ujarzmić Paracetamolem jeśli pojawia się taka potrzeba. W naszym przypadku się sprawdziło, Zoszka dzisiaj smacznie śpi J

*****

I stało się. Wczoraj NFZ podbił nasz wniosek na łuski. Cuda się jednak zdarzają i nam J A siedząc w gabinecie wydawało mi się, że po raz trzeci będę musiała odwiedzić panią doktor aby go poprawić. 
Do każdego zamawianego sprzętu lekarz musi przyporządkować odpowiedni kod oraz zaznaczyć poniżej czy dysfunkcja pacjenta jest trwała czy czasowa. W przypadku Zoszki jest trwała, tak też zaznaczyła pani doktor. Okazało się, że kod na łuski jest inny dla dysfunkcji trwałej, inny dla czasowej. Ten wpisany we wniosku nie był poprawny. Tylko skąd ja mam o tym wiedzieć? No i po co jest zaznaczanie poniżej typu dysfunkcji, skoro kod o tym informuje? 
I już pani urzędniczka miała mnie odesłać gdy stwierdziła, że ewentualnie spróbuje się skontaktować telefonicznie z panią doktor. Udało się - wszystko zostało wyjaśnione, lekarka upomniana, a ja stałam się szczęśliwą posiadaczką podbitego wniosku. Jak tylko ściągniemy gipsy, musimy szybko załatwiać łuski. Zlecenie jest ważne tylko przez miesiąc, a ich dopasowywanie trochę trwa. Szczęśliwie otrzymałam już namiary na sprawdzonego wykonawcę na Śląsku, powinniśmy więc ze wszystkim zdążyć.

środa, 13 czerwca 2012

Kinesiotaping

Wypróbowaliśmy i my. Metoda, która przywędrowała z Japonii, polega na oklejaniu fragmentów ciała, aby redukować ból, rozluźniać napięte mięśnie, poprawiać funkcje grup mięśniowych, zwiększać zakres ruchu, usprawniać krążenie krwi i chłonki, zmniejszać zastoje tkankowe i stany zapalne oraz korygować ustawienia stawów co normalizuje napięcie mięśniowe. Zastosowań jest naprawdę wiele, nam zależy przede wszystkim na wzmacnianiu pracy mięśni. Ponieważ Zoszkowe plecki lubią się zaokrąglać, rehabilitantka zaproponowała nam plastry. Efekt przeszedł nasze oczekiwania. Już następnego dnia po obklejeniu plecków zauważyliśmy, że stały się one bardziej proste, a naprawdę nie trzeba było się uważnie wpatrywać, żeby dostrzec różnicę. Co więcej mieliśmy wrażenie, że nawet jak Zoszka się zgarbiła, było jej łatwiej wyprostować się. Plasterki zakładaliśmy na 4-5 dni i robiliśmy 2-3 dni przerwy, żeby skóra doszła do siebie. I wszystko było by wspaniale gdyby nie ściąganie plastrów i coś na kształt wysypki. Ściąganie to według mnie koszmar. A wydawało mi się, że już wiele widziałam jeśli chodzi o Zoszkowe leczenie. Próbowaliśmy na sucho, na mokro, z oliwką. Czorty siedzą mocno przyklejone i ani drgną. Zoszka płacze wniebogłosy tak, że wiemy, że sprawia jej to ból. A przecież codziennie zaklejamy jej nadal oczko do korekcji zeza i nie ma takiego problemu, Mała dzielnie to znosi. Pewnie klej jest inny.
Dodatkowo miejsca plastrowane pokryły się różowawym grysikiem. Niby plastry są hypoalergiczne, a Zosia alergikiem nie jest, ale wysypkę widać.
Pani rehabilitantka powiedziała mi, że taki grysik może wynikać ze zbyt mocnego naciągnięcia plastra. No cóż, odczekamy kilka tygodni, aż plecki dojdą do siebie i może znowu spróbujemy. Oprócz wysypki, muszą też zniknąć kropy, które pojawiły się koło zaróżowionej od plastrów skóry. Jakiś latający paszczak pokąsał Zoszkę niemiłosiernie. Ma na pleckach (na szczęście tylko tam) mnóstwo czerwonych, zgrubiałych plamek. Nie swędzą, ale plecy po tej kumulacji zdarzeń wyglądają widowiskowo. A chcieliśmy tylko spędzić miłe popołudnie w lesie. Efekt końcowy: 1 kleszcz oraz pokąsane Zoszkowe plecy. Łobuz - sprawca niewykryty.

Poniżej zaplastrowane plecki jeszcze przed leśną eskapadą J



P.S. Mamy gipsy nr 3. Jest bardzo dobrze. Moim zdaniem są one dużo lepiej wykonane od wersji wcześniejszych, a stopa nareszcie jest w pozycji pośredniej. Oby tak dalej.



sobota, 9 czerwca 2012

O takim jednym małym krzykaczu

Jak oglądam krótkie spoty kręcone przez różne fundacje, zawsze robię duże oczy. Obrazki przedstawiają uśmiechnięte lub co najmniej spokojne dzieci skupione na rehabilitacji. A u nas? No cóż, delikatnie rzecz ujmując, Zoszka i rehabilitacja to dość odległe światy. Szczerze mówiąc, ostatnio jest dość ciężko. Jasne, są lepsze momenty, które cieszą, ale generalnie na dzień dzisiejszy Zoszka zajmuje honorowe pierwsze miejsce wśród krzykaczy. Nie do końca rozumiem skąd to się bierze. Podejrzewam, że kilka czynników się na to składa.
Zdaję sobie sprawę, że ćwiczenia nie są proste, ale nie sprawiają bólu. To na pewno olbrzymia walka z sobą samym dla takiego brzdąca - sposób stawania czy siadania, do którego Zosia jest przyzwyczajona, zastępowany jest prawidłowymi wzorcami, co wiąże się z naciąganiem ścięgien, wzmacnianiem mięśni czy wymuszaniem prawidłowych postaw. Do tego nakłada się pewnie całkowita zmiana trybu ćwiczeń, wszystko jest dla Zosiuli nowe. Ale mimo wszystko inne dzieci są znacznie spokojniejsze. Nie chodzi mi tutaj o porównywanie maluchów, a jedynie o próbę eliminowania czynników, które mogą zakłócać rehabilitację jako taką. Czuję się w tym troszkę bezsilna. Po cichu mam też nadzieję, że Zoszka jest w trakcie jednego z kilku etapów dziecięcego buntu, o których rozpisują się psycholodzy i że z czasem wszystko się ułoży. Szczerze mówiąc, nie bardzo mamy wyjście. Zosia musi ćwiczyć do końca życia. Rehabilitacja zawsze będzie elementem jej codzienności. Cudnie byłoby więc, gdyby Zoszka mogła zrozumieć, że rehabilitacja, to nie "walka z", ale "walka o"...
Mam poczucie, że Mała jest w dobrych rękach. P. Aneta, oprócz tego, że jest fachowcem w metodzie NDT Bobath, ma bardzo dużo cierpliwości i co chwilę próbuje Zosię jakoś rozbawić czy na czymś skupić. W tle słychać piosenki "Fasolek", które Zosik uwielbia, wokół są pogodne, spokojne dzieci, których stan motoryczny jest niejednokrotnie cięższy od zoszkowego. Warunki do ćwiczeń są więc naprawdę bardzo dobre. To co w tej całej sytuacji dodatkowo sprawia kłopot, to brak komunikacji z naszym Bąblem. Nie mamy w ręku oręża jakim jest możliwość rozmowy, wytłumaczenia jej gdzie jedziemy i dlaczego. Owszem, opowiadamy jej, w jakie miejsce się wybieramy i co ją czeka, ale wiemy, że ona tego nie rozumie. Może kiedyś tak będzie. A póki co, nasza kochana Łobuza po godzinnej rehabilitacji przyjmuje biało - czerwone barwy narodowe (wczuwa się w Euro 2012 J?), a Zoszką radoszką jest poza wszelkimi zajęciami (choć i w warunkach domowych wychodzi z niej czasem, jak chyba z każdego dziecka, mała zrzęda tudzież królewna foszka J)


środa, 6 czerwca 2012

Gipsowej opowieści ciąg dalszy

W poniedziałek Zoszka otrzymała nowe gipsy. Tata przekazał pani, która zajmuje się ich zakładaniem, wszystkie uwagi i opisał dokładnie z czym był problem. Teoretycznie wszystko powinno być w porządku, ale we wtorek po dotarciu na rehabilitację w ośrodku SORO usłyszałam, że stopy nie są w pozycji pośredniej, tzn. najbardziej optymalnej do tego, żeby rozciągać ścięgna Achillesa, co jest niezbędne, by Zoszka mogła kiedyś samodzielnie stanąć czy zrobić swoje pierwsze kroki. Dzisiaj potwierdziła to nasza pani Aneta. Gipsy są zdecydowanie za luźne i nie spełniają swojej funkcji, więc szkoda męczyć Zosię. Zresztą jeden gips udało się ściągnąć jak but, bez rozcinania czy namaczania...
Mam wrażenie, że towarzyszy nam "gipsowy" pech. Dziwny, bo pani, która unieruchamiała nóżki, jest naprawdę specem w tej dziedzinie i szkoli rehabilitantów jak to robić prawidłowo, a w naszym odczuciu zakładała gipsy starannie, choć oczywiście nie znamy się na szczegółach od strony technicznej. Póki co Zosia została "odkotwiczona". Prawdopodobnie spróbujemy w przyszłym tygodniu założyć je ponownie, w końcu, jak by nie było, do trzech razy sztuka J

*****

Dostałam nowy wniosek na łuski, z adnotacją, że wzmogło się napięcie w stopach oraz, że korzystanie z posiadanego sprzętu jest niewystarczające. Zobaczymy co powiedzą na to urzędnicy. Żeby nie było zbyt łatwo, dopiero w domu zorientowałam się, że pani dr nie wpisała ulicy we wniosku oraz, że formularz nie jest zaopatrzony w pieczątkę ośrodka, co jest konieczne do tego, by wniosek był uznany za ważny. Trzeba więc zrobić dodatkowy kurs do lekarza. Jutro święto, może w piątek uda mi się uzupełnić formularzowe braki. 

A poniżej pamiątka. Trzeba będzie ją rozciąć, bo zawiera w sobie cenną drewnianą podkładkę, na której "buduje" się gips, powstałą z obrysowania Zoszkowej stópki, wyciętą zgodnie z zaznaczonym konturem i wygładzoną papierem ściernym. Całość pieczołowicie wykonana przez Dziadka i Tatę:






niedziela, 3 czerwca 2012

I po gipsach :(

Wszystko szło tak sprawnie, a mimo to kilka godzin temu Zosia nie mogła stanąć na prawą stopę. Coś jej ewidentnie przeszkadzało i sprawiało ból. Bardzo płakała. Jedna stopa lekko spuchła, w drugiej paluszki pociemniały. Telefon do pani zakładającej gipsy i decyzja - ściągamy. Po ich zdjęciu uspokoiła się szybciutko. Jutro poprawka o 17.00. Prosimy trzymajcie za Zoszkę kciuki!

P.S. Przy kąpieli było widać, że pięty są bardzo czerwone, jakby stłuczone. Może to był jeden z powodów? Oby się to nie powtórzyło...

List otwarty do Ministra MSW

Założyłam Zoszkowego bloga a tu klops. W ostatnich miesiącach, pod adresem rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy piszą blogi, zostało wystosowane oskarżenie do prokuratury o naruszenie art. 56 KW: „Kto bez wymaganego zezwolenia lub wbrew jego warunkom organizuje lub przeprowadza publiczną zbiórkę ofiar, podlega karze grzywny”. Oskarżenie zostało wysłane drogą mailową, anonimowo. Osobie, która to zrobiła chodzi o to, że my, rodzice piszący blogi i proszący na nich o wsparcie leczenia czy rehabilitacji naszych dzieci, naruszamy ten właśnie artykuł. Taka forma proszenia jest według autora zbiórką publiczną. Zdaję sobie sprawę, że zdarzają się naruszenia, a policja, jeżeli otrzyma zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa czy wykroczenia, musi przesłuchać świadków. Smutne jest jednak to, że jeżeli ktoś decyduje się na wniesienie oskarżenia, robi to anonimowo...Nie ma niestety miejsca na rozmowę, żeby wyjaśnić swoje ewentualne wątpliwości dotyczące sposobu pozyskiwania środków na leczenie chorej osoby. Dla rodziców, wobec których toczy się postępowanie, to bardzo trudna sytuacja. Darczyńcy, którzy przekazali z własnej inicjatywy przedmioty na rzecz chorego dzieciaczka są wzywani na przesłuchania. Czasem są to osoby z zupełnie innej części Polski, które nagle dowiadują się, że wobec rodziny, którą wsparły materialnie toczy się postępowanie...A do rodziców dociera tylko część informacji zwrotnych, że ktoś był przesłuchany. Nie umiem sobie też wyobrazić jak wygospodarować dodatkowy czas na przesłuchania, skoro na "normalne" życie jest go tak niewiele.
Problem polega na tym, że ustawa regulująca przeprowadzanie zbiórek publicznych została uchwalona w...1933r. (!), kiedy prezydentem był Ignacy Mościcki. Ustawa ma więc 79 lat i nie doczekała się nowelizacji, a przecież nasza rzeczywistość zdążyła się "nieco" zmienić. Jej twórcy nie przewidzieli powstania Internetu. Żyjąc w XXI wieku, dobrze by więc było wziąć te zmiany pod uwagę, by uniknąć tak bardzo nieprzyjemnych sytuacji oraz by samo prawo nie było, moim zdaniem, rażąco nadinterpretowywane.
Pisanie bloga nie jest przecież naszym kaprysem. Niejednokrotnie to krzyk o pomoc, bo Państwo nie działa sprawnie, a służba zdrowia nie może zapewnić prawidłowej opieki dla chorych. Zorganizowanie leczenia spoczywa na barkach rodziców, najbliższej rodziny oraz przyjaciół. Całe szczęście, że istnieją blogi i mamy możliwość pisać na bieżąco o tym, co słychać u naszych dzieci. Czas najwyższy uregulować prawnie te spory, choć przyznam szczerze, że skoro polskie instytucje nie zapewniają wystarczającego wsparcia, naszym rodzicielskim prawem powinno być szukanie pomocy gdzie i jak się da. Jak dobrze, że są fundacje takie jak nasza, które pozwalają nam na oficjalne i "kontrolowane" pozyskiwanie pomocy. 
Myślę też, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, że proszenie o pomoc jest naprawdę trudne. Trzeba przecież głośno powiedzieć o swoich problemach i stawić czoła sytuacji, że bez pomocy innych nie damy rady.
Babcia Gosia, opisująca historię swojego wnuczka Kubusia chorującego na autyzm, wystosowała więc list otwarty do Ministra MSW, składając tym samym wniosek o nowelizację wyżej wspomnianej ustawy. Z czasem powstanie petycja w tej sprawie, pod którą będzie można się podpisać.
Poniżej wklejam link do owego listu: http://pokochajciekubusia.pl/?p=5556

sobota, 2 czerwca 2012

Zakotwiczeni

No i mamy gipsy. Znaczy Zoszka ma. Idealny prezent z okazji Dnia Dziecka ;)
Zapowiadała się ciężka przeprawa przy ich nakładaniu - Zosia marudziła od rana, była po godzinnej rehabilitacji, a do tego gipsowanie odbywało się w otoczeniu licznej grupy osób uczących się fachu, kameralnie więc nie było. Ku naszemu zaskoczeniu poszło świetnie, Zosia została położona na specjalnym stole, dostała śpiewającą książeczkę i ulubiony smakołyk do chrupania (nie, nie cukierki ani nie ciastka, ale...chlebek Wasa J) aby odwrócić uwagę. Zadziałało, więc spokojnie można było zająć się nóżkami. Zastanawialiśmy się jak zareaguje jak już odkryje, że ma coś dziwnego na nogach, ale szczerze mówiąc, nie widzimy dużej różnicy w jej funkcjonowaniu, Zosia nie marudzi (czyli chyba się tak bardzo nie męczy) i dobrze śpi - hurrra! Staramy się jak najwięcej sadzać ją w foteliku Birillo, przypinać do pionizatora czy jeździć w wózku na spacerki. Wszystko po to, żeby unikać nieprawidłowego siadu w literę "W", który sobie Zoszka niestety bardzo upodobała. O dobre ustawienie stóp nie musimy się martwić - gipsy to zapewniają. W poniedziałek będziemy na rehabilitacji, zobaczymy co powie nasza pani Aneta, rehabilitantka Zoszki. Docelowo gipsy powinny być założone na dwa tygodnie i wygląda na to, że się uda. Ciekawi jesteśmy jaki będzie efekt po ich ściągnięciu. Wiadomo, że spektakularnych wyników nie ma po pierwszym unieruchomieniu nóżek, ale mamy nadzieję, że metodą małych kroczków będziemy poprawiać ustawienie Zoszkowych stóp.
A tak z osobistych odczuć - po pierwsze, gipsy są koszmarnie ciężkie. Mam wrażenie, że Zosia ma zamiast stóp dwie ciężkie kotwice. Nie wiem czy to, że Zoszka jest długa i szczupła potęguje to wrażenie czy tak z gipsami jest i już. Inna sprawa, że za granicą popularne są plastikowe, dużo lżejsze od tradycyjnych. Szkoda, że póki co nie ma możliwości zastosowania ich w leczeniu chorych dzieci w Polsce.
Po drugie, ciekawie wygląda wieczorne mycie Zosi, trzeba to robić we dwójkę, inaczej ciężko całość ogarnąć. Z czasem pewnie nabierzemy wprawy 





*****

Po południu pojechaliśmy do ZOO, żeby umilić trochę ten zwariowany Dzień Dziecka. Zosia zwierzątek co prawda za bardzo nie dostrzega (nie wiemy czy mózg ich nie rejestruje czy zwyczajnie nie są ciekawe), ale reaguje na dźwięki (pogadała sobie z gąską) i jak się okazało bardzo lubi rybki w akwarium. Pogoda na szczęście się zlitowała - nie padało, a ponieważ dotarliśmy do ogrodu zoologicznego późnym popołudniem, wszędzie były pustki, więc Zosia mogła swobodnie wszystko obserwować J

I kto tu kogo ogląda:


A tu już akwarium (a może kiedyś dotrzemy do oceanarium?):