Jak oglądam krótkie spoty kręcone przez różne fundacje, zawsze robię duże oczy. Obrazki przedstawiają uśmiechnięte lub co najmniej spokojne dzieci skupione na rehabilitacji. A u nas? No cóż, delikatnie rzecz ujmując, Zoszka i rehabilitacja to dość odległe światy. Szczerze mówiąc, ostatnio jest dość ciężko. Jasne, są lepsze momenty, które cieszą, ale generalnie na dzień dzisiejszy Zoszka zajmuje honorowe pierwsze miejsce wśród krzykaczy. Nie do końca rozumiem skąd to się bierze. Podejrzewam, że kilka czynników się na to składa.
Zdaję sobie sprawę, że ćwiczenia nie są proste, ale nie sprawiają bólu. To na pewno olbrzymia walka z sobą samym dla takiego brzdąca - sposób stawania czy siadania, do którego Zosia jest przyzwyczajona, zastępowany jest prawidłowymi wzorcami, co wiąże się z naciąganiem ścięgien, wzmacnianiem mięśni czy wymuszaniem prawidłowych postaw. Do tego nakłada się pewnie całkowita zmiana trybu ćwiczeń, wszystko jest dla Zosiuli nowe. Ale mimo wszystko inne dzieci są znacznie spokojniejsze. Nie chodzi mi tutaj o porównywanie maluchów, a jedynie o próbę eliminowania czynników, które mogą zakłócać rehabilitację jako taką. Czuję się w tym troszkę bezsilna. Po cichu mam też nadzieję, że Zoszka jest w trakcie jednego z kilku etapów dziecięcego buntu, o których rozpisują się psycholodzy i że z czasem wszystko się ułoży. Szczerze mówiąc, nie bardzo mamy wyjście. Zosia musi ćwiczyć do końca życia. Rehabilitacja zawsze będzie elementem jej codzienności. Cudnie byłoby więc, gdyby Zoszka mogła zrozumieć, że rehabilitacja, to nie "walka z", ale "walka o"...
Zdaję sobie sprawę, że ćwiczenia nie są proste, ale nie sprawiają bólu. To na pewno olbrzymia walka z sobą samym dla takiego brzdąca - sposób stawania czy siadania, do którego Zosia jest przyzwyczajona, zastępowany jest prawidłowymi wzorcami, co wiąże się z naciąganiem ścięgien, wzmacnianiem mięśni czy wymuszaniem prawidłowych postaw. Do tego nakłada się pewnie całkowita zmiana trybu ćwiczeń, wszystko jest dla Zosiuli nowe. Ale mimo wszystko inne dzieci są znacznie spokojniejsze. Nie chodzi mi tutaj o porównywanie maluchów, a jedynie o próbę eliminowania czynników, które mogą zakłócać rehabilitację jako taką. Czuję się w tym troszkę bezsilna. Po cichu mam też nadzieję, że Zoszka jest w trakcie jednego z kilku etapów dziecięcego buntu, o których rozpisują się psycholodzy i że z czasem wszystko się ułoży. Szczerze mówiąc, nie bardzo mamy wyjście. Zosia musi ćwiczyć do końca życia. Rehabilitacja zawsze będzie elementem jej codzienności. Cudnie byłoby więc, gdyby Zoszka mogła zrozumieć, że rehabilitacja, to nie "walka z", ale "walka o"...
Mam poczucie, że Mała jest w dobrych rękach. P. Aneta, oprócz tego, że jest fachowcem w metodzie NDT Bobath, ma bardzo dużo cierpliwości i co chwilę próbuje Zosię jakoś rozbawić czy na czymś skupić. W tle słychać piosenki "Fasolek", które Zosik uwielbia, wokół są pogodne, spokojne dzieci, których stan motoryczny jest niejednokrotnie cięższy od zoszkowego. Warunki do ćwiczeń są więc naprawdę bardzo dobre. To co w tej całej sytuacji dodatkowo sprawia kłopot, to brak komunikacji z naszym Bąblem. Nie mamy w ręku oręża jakim jest możliwość rozmowy, wytłumaczenia jej gdzie jedziemy i dlaczego. Owszem, opowiadamy jej, w jakie miejsce się wybieramy i co ją czeka, ale wiemy, że ona tego nie rozumie. Może kiedyś tak będzie. A póki co, nasza kochana Łobuza po godzinnej rehabilitacji przyjmuje biało - czerwone barwy narodowe (wczuwa się w Euro 2012 J?), a Zoszką radoszką jest poza wszelkimi zajęciami (choć i w warunkach domowych wychodzi z niej czasem, jak chyba z każdego dziecka, mała zrzęda tudzież królewna foszka J)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz