środa, 28 lutego 2018

Sprawy edukacyjne

Szukanie sensownej szkoły idzie pełną parą. Mamy już wszelkie niezbędne dokumenty. Przed Zosią spotkania w Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, w której zostaną wydane opinie, z którymi udamy się do wybranej szkoły. 
Na oku mamy na ten moment dwie. Lada moment wybiorę się w oba miejsca, żeby zdecydować do której szkoły ostatecznie pójdzie Zosia.

W tym miejscu chciałam napisać o jednej bardzo ważnej rzeczy dla rodzin z Kato. Każdy, kto uda się do naszego Wydziału Edukacji usłyszy, że dziecko z niepełnosprawnością MUSI uczyć się w szkole w Katowicach i nawet jeżeli rodzice uważają, że w ich odczuciu lepsza będzie szkoła w mieście ościennym, nie ma takiej możliwości. 
Otóż w wydziale tym usłyszałam (i nie tylko ja), że Pan Prezydent naszego miasta odrzuca zdecydowaną większość próśb pisemnych o umożliwienie edukacji dzieciom wymagającym kształcenia specjalnego poza Katowicami.
Już już miałam umawiać się na spotkanie z Panem Prezydentem i zacząć pisać do różnych instytucji, gdy z nieba spadła mi inna mama, której córeczka jest na podobnym etapie (Magda - dziękuję!). Skontaktowała się z Ministerstwem Edukacji Narodowej i usłyszała, że w przypadku kształcenia specjalnego rejonizacja jest bezprawna. 
Gdy ponownie przedzwoniłam do Wydziału Edukacji w Kato i powołałam się na interpretację z Wa-wy, urzędnicy już nie byli tacy pewni swojej wersji. 
Gdy nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Gdy dziecko zameldowane w Katowicach zaczyna się uczyć w innym mieście pieniądze po prostu odpływają.
Niestety logika jest taka, że lepiej pogrozić palcem rodzicom zamiast stworzyć w Katowicach taką szkołę, do której rodzice będą chcieli zapisywać swoje dzieci.
Jeżeli czujecie, że lepsza szkoła jest poza Katowicami, Wasze dziecko ma do niej prawo!

Rzeczywistość szkół specjalnych (nie tylko w Kato) jest kiepska. Mnóstwo nauczycieli jest wypalonych. Stoimy w rozkroku systemowym pomiędzy dawnymi metodami nauczania, a potrzebą pójścia z duchem czasu w niektórych aspektach, ot choćby uznania AAC jako wartościowej metody komunikacji, która dla wielu osób z niepełnosprawnością jest jedyną formą pozwalającą na opowiedzenie światu o sobie.
Wiecie jak wiele jest osób, które mają przypisaną niepełnosprawność umysłową w stopniu głębokim tylko dlatego, że nie otrzymały alternatywnych narzędzi do komunikacji, a podczas wszelkich spotkań opiniujących nie da się ich prawidłowo ocenić stosując schematyczne metody?
Szkoły specjalne to również brak metod niedyrektywnych, GPS, Son Rise program itp. To wszystko wkracza do polskich poradni, ale zazwyczaj jest dostępne w ramach prywatnej terapii. Długofalowy program pracy z dzieckiem z niepełnosprawnością, nad którym pochylałoby się grono współpracujących ze sobą terapeutów - nauczycieli wraz z rodzicami w zasadzie nie istnieje.

Na Śląsku nie ma placówki, która zapewniłaby Zosi solidne wsparcie zarówno od strony rehabilitacji jak również wszechstronnego rozwoju umysłowego. Pewnie trochę naiwnie marzymy, żeby jak najwięcej zająć odbywało się w szkole.
Niezmiennie wierzę w Zosię. Jasne bywają chwile bardzo trudne i naznaczone prawem kumulacji, ale wciąż widzę w Zosi potencjał oraz przestrzeń, która czeka na pomocną dłoń.
Od 9 lat jesteśmy w rozjazdach i rośnie w nas zmęczenie związane z ciągłym biegiem i dostosowywaniem wszystkiego do rytmu rehabilitacji i organizowaniu pomocy.
Będąc rodzicami, chcielibyśmy odwrócić proporcje i jeszcze bardziej koncentrować się w nadchodzących latach na zajęciach/aktywnościach, które sprawiają Zosi frajdę (np. pływanie/muzyka), a to będzie trudne, jeżeli większość terapii nadal będzie odbywać się poza szkołą.

Nie ma placówek idealnych i wiele zależy od człowieka, którego Zosia spotka na swojej drodze, ale musimy wierzyć, że znajdziemy coś dobrego również na etap szkolny.

piątek, 16 lutego 2018

Łańcuszek i Zoszka w wodzie

Przyszło takie jedno i skakało kolejno po wszystkich. Łańcuszkiem. U jednych było lekko, u innych wersja bonusowa z temperaturą. Szczęśliwie, po rozgrzaniu inhalatora do czerwoności, udało się uniknąć antybiotyku i wyjść na prostą. Taka była końcówka ferii u nas, choć planowaliśmy sanki i lodowisko.
Biorąc pod uwagę, że Zosia od tygodnia wcina niemal bochenek chleba na kolację, a Franek domaga się kanapek z jak to nazywa "włosami" (czyt. kiełkami☺), możemy uznać przeziębienie za pokonane i powrócić do planów około zimowych, tylko przydałoby się więcej śniegu ;)

Pomijając czas zawirusowania, Zosia nadal regularnie pływa i robi to coraz lepiej. Uwielbiam patrzeć jak nurkuje! Widać jak wiele radości jej to sprawia. To niesamowite, że można mieć problemy z chodzeniem, a w wodzie czuć się tak swobodnie!
Zoszka pływa od 2012 roku, a każde zajęcia są opłacane z 1%,  za co jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni!
Zobaczcie sami naszą Zofijkę w akcji: