niedziela, 10 grudnia 2017

O jaskółce co może jednak wiosnę uczyni (i ciut o gipsach)

I po gipsach. Udało się je utrzymać przez dwa pełne tygodnie, a więc osiągnęliśmy zaplanowane minimum. Zosia zniosła je bardzo dobrze. Mam wrażenie, że z każdymi kolejnym gipsowaniem jest coraz lepiej. Zoszka funkcjonuje niemal tak, jakby nic się nie zmieniło. Bryka swobodnie po mieszkaniu oraz bez problemu wchodzi i schodzi z łóżeczka. 
Przed nami normalizowanie napięcia w nogach. Kolejna tura w okolicach marca. Nie takie gipsy straszne jak je malują ☺
Swoją drogą coraz sprawniej idzie nam funkcjonowanie w czasie, gdy Zosia ma je założone. Wiemy, które spodenki da się przeciągnąć przez grubsze stopy. Mamy także dobrane grubaśne dodatkowe skarpety, które chronią nogi Zoszki przed zmarznięciem na dworze. Wieczorna kąpiel Zosi ma ściśle określoną kolejność. Niby gipsy nie ważą dużo, ale ich pojawienie się bezbłędnie wyczuwa mój kręgosłup, więc dopracowanie każdej czynności, która wymaga podnoszenia czy przenoszenia jest bardzo pomocne.
Docieramy się w tej gipsowej czasoprzestrzeni.



*****

W ostatnich tygodniach miały miejsce trzy pozornie niewiele znaczące sytuacje, ale dla nas były one bardzo budujące!

Pierwsza zdarzyła się w przedszkolu. Zoszka zakumplowała się z kolegą, który na co dzień jest w innej grupie, a w tym konkretnym dniu był razem z Zoszką w jednej sali. Beztrosko spędzali sobie czas rzucając pufami i śmiejąc się przy tym do rozpuku. Chłopczyk tak bardzo wkradł się w łaski Zoszki, że ta, z własnej woli, pożyczyła mu swoją ulubioną zabawkę - telefon, która wygrywa najukochańsze melodie Zosi, 

To tak jakby Kubica pożyczył kibicowi swój bolid. Mamy świadomość doniosłości tej chwili ☺

Kolejne dwie zdarzyły się, ku naszemu zdumieniu, podczas spotkań, gdzie było gwarno i głośno. 
Kiedyś wspominałam, że planując spotkania w szerszym gronie, musimy pamiętać, że dla Zosi co za dużo, to niezdrowo. Do tej pory nieraz zdarzyło się, że Zosia odchorowywała intensywne spotkania w kolejnych dniach. Problemy ze spaniem, trudne do ogarnięcia emocje. Nie były to łatwe chwile, więc skuteczne chłodziły one naszą ochotę do wszelkich wyjść.

Podczas spotkań Zosia przez większość czasu jest wyłączona. Domaga się swoich ulubionych zabawek i odfruwa na swoją chmurkę. Gdyby ktoś spojrzał na to z boku, wyszlibyśmy na kiepskich rodziców. Wyłączamy dziecko zabawkami i  pozostawiamy je samo sobie. 
A tak naprawdę marzymy o tym, żeby Zosia była z nami. Bardzo chciałabym, żeby wygłupiała się, grała w planszówki czy pałaszowała ciasto wspólnie z otaczającymi ją osobami. Zoszka odpycha nas jednak podczas spotkań i mimo wszystko woli pozostać w swoim świecie. Mimo, że wewnętrznie tego nie chcę, daję Zofijce taką możliwość szanując, że kumulacje rozmaitych bodźców są dla niej trudne do ogarnięcia.

Ostatnio było jednak inaczej. Gdy podeszłam do niej pytając czy czegoś potrzebuje, zamiast standardowego "iść" (w znaczeniu chcę już iść) lub "jeść" usłyszałam "przytulić". Zosia siedziała sobie na moich kolanach przy dużym stole ze wszystkimi, jadła, uśmiechała się. 
Zdarzyło się nawet, że podczas rodzinnie spędzanych urodzin spacerowała po mieszkaniu, (w gipsach, a jak!) i przytulała się do cioci Domi. Patrzyłam na Zoszkę i powstrzymywałam łzę, która przyczaiła się w kąciku oka. Tak niewiele do szczęścia potrzeba!

Zgodnie z przysłowiem, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jak tu nie mieć nadziei, że to co teraz niemożliwe, w bliższej lub dalszej przyszłości się spełni... 

2 komentarze:

  1. Takich "jaskółeczek" życzę Wam jak najwięcej...:):):) Pozdrawiam Zosię i Rodziców gorąco :)

    OdpowiedzUsuń