Zrobiliśmy na kolację jajecznicę. Z pieczarkami i cebulką. Na masełku.
Tak, wiem, można przygotować lżejsze wersje wieczornego posiłku, ale Zoszka tak pięknie woła
"Jajeczniczkę!", że trudno jej odmówić 😊
Jaj było 10, do tego 0,5 kg pieczarek i 2 cebule. Zeszła cała, mimo, że Frankowy apetyt dopiero się rozkręcał po przeziębieniu.
I tak się zastanawiam ile będziemy jeść za tych kilka lat...
Wstępnie ustaliliśmy z tatą, że gdy Zoszka będzie nastolatką, a Franek zacznie rosnąć na potęgę, przejdziemy we dwoje na dietę.
Gdy dojrzewać zacznie też Janek, będziemy z tatą chyba na permanentnym poście, inaczej nie wiem jak domowy budżet ogarnie apetyt naszej trójki 😋
A dawno temu tata żartował, że potrzebne będą 2 pensje. Jedna, żeby wyżywić rodzinę, a druga, żeby wyżywić mnie. O jakże się pomylił 😄
P.S. Zosia mówi często o sobie "głodomór" (w sensie jestem głodna, dajcie jeeeść 😊)
Jaki śliczny obrazek :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJejku jaki ślicznotek śpi tam w tle :)
OdpowiedzUsuńWidać, że Ty odzyskałaś siły i wenę do pisania.
Wszystkiego dobrego!
Żeby tak jeszcze czasu było więcej :D Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń