Mówili, że będzie zimno, deszczowo. Że nosa nie da się wyściubić z domu.
A myśmy się z Tatą do tej perspektywy uśmiechnęli, leniwce jedne.
Założenie było takie, że pośpimy, poleniuchujemy nadrabiając braki w tym zakresie.
Plan rozpadł się na drobne kawałeczki, gdy Franek zaczął skakać po Tacie o godzinie 5.30, a następnie zawołał: "Mama, śniadanko proszę!". Tak po prostu musi być, że w weekendy i dni wolne dzieci budzą się nieprzyzwoicie wcześnie.
Jakoś udało mi się nie rozsmarować masła łyżką gdy robiłam kanapki. A potem już jakoś poszło.
W sumie prognozy tak do końca się nie sprawdziły, więc leniuchowanie w domu nam nie wyszło. Zaliczyliśmy za to kilka miłych spacerów mimo straszących wokół burz. Biegaliśmy po kałużach, wietrzyliśmy płuca w okolicznych lasach, odwiedziliśmy w miłym towarzystwie ZOO.
A w środę, gdy trzeba było wrócić do standardowego rytmu, nie mogłam po godzinie 7.00 rano dobudzić ani jednego ani drugiego smyka. Spały w najlepsze susły małe ☺
Największa atrakcja ZOO? Duuuża zjeżdżalnia!
Tuptanie w kałuży ☺ I żadna burza nam (prawie) nie straszna.
Po wdrożeniu regularnego suszenia dziecięcych butów, stwierdzamy z mocą, że czas na kaloszki ;)
Mini ZOO
Odwiedziliśmy również Rebusa
Nie samym wynglem Śląsk stoi. Miejsce blisko naszego osiedla.
Cudna majówka. Najcudniejsze - tupanie w kałuży ;-)
OdpowiedzUsuń