Za nami intensywna, ale miło spędzona sobota.
Najpierw udaliśmy się na Dzień Rodziny we Franiowym przedszkolu. Piknik, urocze występy maluchów z okazji zbliżających się Dni Mamy i Taty. Czas na spotkanie, pogaduchy, pyszny bigos.
Dla Zosi samo zbieranie rzeczy i przygotowanie się do wyjścia było stresujące. Nie obeszło się bez płaczu.
Na pikniku Zoszka przez krótką chwilę była z nami (chociaż tyle!). Poprosiła jednak o swoją muzyczkę i pstryk, odfrunęła.
Po wspólnym świętowaniu pojechaliśmy we czwórkę na basen. Trochę ryzykownie, bo po spotkaniu w licznym gronie, Zosia jest po prostu zmęczona i bywa emocjonalnie rozchwiana.
Nie było jednak źle! Owszem, pojawiło kilka kryzysowych momentów, ale jednak woda to woda, wciąż uwielbiana przez Zoszkę, trzeba więc korzystać, gdy tylko nadarza się okazja.
Po wodnych wygibasach powędrowaliśmy do Basen Bistro, żeby uzupełnić braki kaloryczne i miło zakończyć dzień. Smakowity bigos zdążył już znaleźć energetyczne zastosowanie ;) Teoretycznie dobry, rodzinny czas w miłym miejscu. Smaczne jedzenie, sympatyczna obsługa (polecamy!).
Tymczasem dla Zoszki była to jeszcze jedna sytuacja, gdy musi zmagać się z dużą liczbą osób, dźwięków, zapachów. Kolejna zmiana w uporządkowanym planie tygodnia.
W drodze do domu było więc tak:
Teoretyczne czas spędzany wspólnie z rodzicem powinien być dla smyka źródłem frajdy. Dla Zosi każde nietypowe wyjście to wyzwanie, często później odchorowywane w nocy czy poprzez autoagresję.
To jedno z tych wielkich marzeń, które wciąż czeka na spełnienie - bycie razem. Wspólne posiłki, śmiechy, wygłupy, gry, zabawy, wycieczki czy podróże. Bez oglądania się na balast niepełnosprawności i poczucia, że to co buduje relację jest dla Zosi źródłem stresu czy złych emocji...