sobota, 20 maja 2017

Zdziwiona

W piątek, gdy Zoszka i Francik byli w swoich przedszkolach, pojechałam do sąsiedniego Zabrza. Tak się złożyło, że wyjazd w konkretnej sprawie podarował mi odrobinę czasu wolnego. Nie wiedziałam jak długo będę mogła sobie pozwolić na taki luksus, ale skrzętnie z niego skorzystałam.
Usiadłam na ławce w pobliskim parku.
Nad głową rozpościerał się czysty błękit. Słońce cudnie ogrzewało w asyście południowego wiatru, który skutecznie przeganiał skwar i wspaniale orzeźwiał.
Patrzyłam na zieloną trawę.
Słuchałam szumu pobliskich drzew.
Uśmiechałam się do dwóch szpaków.
Obserwowałam dziewczynkę, która beztrosko biegała boso po trawie śmiejąc się głośno.

Miałam wrażenie, jakbym wyszła ze szklanej kuli do prawdziwego świata.

My między procedurami, ćwiczeniami, terapią, codziennymi sprawami, a tam gdzieś w tle toczy się zwyczajne życie.
Brakuje czasu wytchnienia.
Brakuje czasu, żeby usłyszeć siebie i otaczający świat.

Częściowo zatraciłam umiejętność cieszenia się drobiazgami: promykiem słonka, lotem jaskółki czy błękitem niezapominajki.

A przecież tak niewiele do szczęścia potrzeba.

Chciałabym kiedyś to wszytko czego Zoszka doświadcza przekuć na coś dobrego.
Chciałabym na nowo dostrzegać małe drobne rzeczy.
Chciałabym znaleźć balans między codziennym pędem, a potrzebą odpoczynku.

Szukam i nie znajduję.
Ale wciąż próbuję ;)
Może kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz