Jakie jest prawdopodobieństwo, że w szczycie majowego gorąca, mając zaplanowaną wycieczkę rowerową i rolki (w końcu!), jedno z dzieci rozchoruje się bardziej niż przez wszystkie wcześniejsze sezony zimowe razem wzięte w jego prawie ośmioletnim życiu? Niewielkie. A jednak wygraliśmy los na loterii😜! I tak od ponad tygodnia czas upływa nam na inhalacjach, oklepywaniu oraz izolowaniu Franka od reszty ferajny (zapalenie krtani wędrujące w stronę oskrzeli wolelibyśmy ograniczyć do 1 dziecka). Na szczęście jest już coraz lepiej, wirus w odwrocie, więc chyba w końcu odpalimy xRovera🚀🔥💪😉
Dla odmiany Jaś rozsadza dom, wspina się gdzie tylko daje radę. Ostatnio na topie jest parapet. Wchodzi, odlicza 3...2...1 po czym zgrabnie rzuca się na dół 🙈 Moduł stop czy pałza w zasadzie nie istnieje. Jest tryb bieg lub galop 🙂💪W nocy dalej intensywnie. Wyszła czwórka. 8 kolejnych mleczaków czeka na swoją kolej.
U Zosi w międzyczasie przebiły się dwie stałe 7, których pojawienie się zakładaliśmy później, a to już! To tłumaczy wiele zarwanych nocy w ostatnich kilkunastu tygodniach. Zbliżamy się do końca. Całe szczęście, że zęby stałe wychodzą tylko raz 🙃
Mam poczucie, ze funkcjonujemy w jakimś niebycie, ograniczając się do ogarniania jedynie spraw niezbędnych. Reszta leży i czeka na swój czas lub napływ sił.
Będzie lepiej. Musi 🤣 A póki co pozostaje wdech i wydech oraz dystans do tego, co u nas postawione na głowie, a na co nie mamy wpływu 😉
Na szczęscie nie było zupełnej klapy rowerowej. Udało nam się w zeszły weekend, jak jeszcze obowiązywał u Frania status "lekki ból gardła", wyjść na spacer z xRoverem. Niedługi, blisko domu, ale był ❤ Dobry i taki początek 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz