Ćwiczenia i terapie trwają, a my w międzyczasie dostarczamy sobie małych przyjemności.
W weekend porzuciliśmy miasto i pojechaliśmy do Cioci, Wujka i kuzynów naszych brzdąców. Bardzo lubimy tam wpadać i robić reset z dala od miasta. Jest sielsko i pysznie! Ciężko się potem wraca do blokowiska, ech...
Ponieważ wakacyjna pogoda w pełni, zaliczyliśmy również podwójne wodowanie. Zawitaliśmy do aquadromu w Rudzie Śląskiej, a następnego dnia rozłożyliśmy kocyk na plaży dąbrowskiej Pogorii.
Zoszka jak zwykle szalała w wodzie do upadłego. Hitem na basenie była zjeżdżalnia (szkoda, że na drugiej, dłuższej nie można zjechać razem z Zosią, jest limit wagowy). Był też czas na pałaszowanie gofrów.
Nad Pogorią Zoszka zrobiła w pewnym momencie małe widowisko. Zjadła duży deser, ale i tak wrzaskiem domagała się lodów, które nie były kupione dla niej. Czekanie aż Zosia się uspokoi w miejscu publicznym jest niezłym wyzwaniem. Jeszcze pewnie nie raz przyjdzie nam stawić czoła podobnej sytuacji - które dziecko grzecznie przyjmuje do wiadomości, że wystarczy już słodyczy ;)?
Po spędzeniu kilku godzin na plaży stwierdziliśmy, że nadszedł już chyba czas, żeby kupić jakiś lekki i praktyczny namiot plażowy. Zoszka jest coraz większa i chcielibyśmy zapewnić jej dyskrecję w trakcie czynności związanych z higieną.
Wpadł mi w oko model Quechua 2 Seconds XL. Podoba mi się opcja całkowitego zamknięcia oraz to, że namiot szybko się rozkłada i jest lekki. A może ktoś podpowie jeszcze coś innego?
Dowiedzieliśmy się również nowej rzeczy o naszym Franciku. Gdyby przyszedł wielki czarny pan z wielkim czarnym worem i zaproponował Franiowi, że zabierze go ze sobą, obstawiamy, że nasz synek przystałby na to z ochotą. Ba, z uśmiechem na ustach! Na plaży ochoczo zaczepiał i czarował okolicznych sąsiadów na kocach i zupełnie nic sobie z tego nie robił, że rodzice dawno zniknęli z pola widzenia ☺
A na koniec Zoszka jagodowa: