niedziela, 15 maja 2016

Piątek 13-tego

Tydzień temu w piątek Zoszka była niespokojna w przedszkolu. Dużo płaczu i krzyków, zwłaszcza w trakcie jedzenia. Usłyszałam wtedy pytanie, czy Zosia nie ma czasem problemów z ząbkami. Na kontroli byliśmy w styczniu, wszystko było dobrze, kolejny raz mieliśmy przyjechać na wizytę, żeby przyjrzeć się bardziej szóstkom, gdy już wszystkie się pojawią. Ponoć są bardziej podatne na próchnicę niż pozostałe ząbki stałe. Reszta ząbków miała być obejrzana za pół roku. 
Pomyślałam więc sobie, że zęby raczej nie są przyczyną takiego zachowywania się Zosi, ale oczywiście trzeba będzie mimo wszystko sprawdzić czy tak faktycznie jest. 
Termin wizyty kontrolnej był za kilka dni. W weekend pojawiły się problemy ze spaniem, w ciągu dnia Zosia stała się bardzo marudna, a wieczorem wyczułam, że węzły chłonne są powiększone. Umówiłam więc wizytę do pediatry. 
Od lekarza usłyszałam, że przyplątało się zapalenie gardła z obrzękiem węzłów chłonnych. Wspomniałam o zębach. Pani doktor powiedziała, że nie widać żadnego stanu zapalnego czy próchnicy w okolicach zębów. Rozpoczęliśmy leczenie, receptę na antybiotyk dostając na "w razie czego", gdyby nie było poprawy po kilku dniach. Skoro poznaliśmy "winowajcę" samopoczucia Zosi, odsunęłam potrzebę kontroli u dentysty.
Wraz z upływającym czasem niby wszystko powolutku szło ku lepszemu. Odwołaliśmy zajęcia, żeby dać się Zosi wykurować. Jednak poprawa nie była taka ewidentna i cały czas coś wisiało w powietrzu. Aż się w końcu zmaterializowało w piątkowy poranek. Zosia zaczęła mocno płakać i wołać "ała". Gdy zapytałam co się dzieje, gdzie boli, wzięła mój palec, wsadziła sobie do buzi dotykając ząbka "czwórki". Pozwoliła mi zajrzeć do buzi, a tam dojrzałam gulę przy zębie...
Obdzwoniłam większość gabinetów, które mają dostępne leczenie stomatologiczne w narkozie. Nie wiem jak to jest w innych miastach, ale w Katowicach i miastach ościennych w zasadzie nie ma czegoś takiego jak leczenie w prywatnych gabinetach "na już" pod narkozą. Trzeba to wcześniej zaplanować, przejść szereg badań (co rozumiem, ale z trudem akceptuję, gdy Zoszkę  mocno boli). Gdy wspominałam, że dziecko jest z niepełnosprawnością, większość placówek odsyłała nas z kwitkiem. Do łez rozbawiły mnie także zaproszenia na wizytę adaptacyjną za 200zł, nawet gdy raz jeszcze podkreślałam, że dziecko ma ewidentny stan zapalny. Słyszałam wtedy, że takie są procedury.
Przedzwoniłam również do poradni, która przyjmuje prywatnie, natomiast dzieciom z orzeczeniem o niepełnosprawności gwarantuje bezpłatne leczenie w ramach NFZ. Usłyszałam, że terminy leczenia są na...lipiec Zaproponowano mi jednak przyjazd do lekarza dyżurnego, który może przynajmniej zajrzeć i ocenić co się dzieje.
W międzyczasie jedna jedyna pielęgniarka z pewnego prywatnego gabinetu znalazła dla nas termin już na poniedziałek, podając jednocześnie namiary na stomatologa dyżurnego we wspomnianej wcześniej poradni, żeby w razie potrzeby zabezpieczyć Zosię do poniedziałku antybiotykiem. 
Podjęłam decyzję, że jedziemy, choć perspektywa wizyty w ramach NFZ przedstawiała mi się, na bazie wcześniejszych doświadczeń, raczej w ponurych barwach.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce: szybkie formalności, chwilka w poczekalni i już byłyśmy w gabinecie. Ponieważ Zoszkę paraliżuje strach w większości sytuacji gabinetowych, to ja masowałam Zosi policzki i zachęcałam ją do otwarcia buźki na prośbę stomatologa. Lekarz nie robił nic na siłę (!). Szybka diagnoza - przetoka ropna - oraz informacja, że zaraz będzie rozmowa z drugim stomatologiem, leczącym pod narkozą, żeby sprawdzić czy można pomóc Zosi natychmiast. Po chwili usłyszałam pytanie kiedy Zoszka jadła ostatni posiłek oraz czy nie poddałabym Zoszki leczeniu natychmiast, bo ząbek wygląda nieciekawie. Przez chwilę myślałam, że śnię. Ale nie, jednak nie przysnęłam. Odczekaliśmy pół godziny, żeby nie było sensacji żołądkowych, przetrwaliśmy 3 podejścia do zakładania wenflonu (Zosia mocno płakała w tym momencie), ale gdy już zasnęła  wszystko poszło błyskawicznie. Dentysta szybko spojrzał na ząbek i stwierdził, że zmiany są tak głębokie, że może jedynie go usunąć. I tak też się stało. 
Rozmawialiśmy zanim Zoszka zaczęła się wybudzać. Pan stomatolog stwierdził, że zmiany w ząbku były na tyle rozległe, że próchnica musiała się tam już zadomowić kilka ładnych miesięcy wcześniej (w tym momencie zwątpiłam trochę w sens kontroli), ale ponieważ rozwinęła się poniżej linii dziąseł, widocznie lekarz niestety to przeoczył. Usłyszałam też, że przetoka może powodować mnóstwo niefajnych dolegliwości głowy, gardła, węzłów chłonnych (skąd ja to znam?). Zmroziło mnie, gdy zestawiłam to wszystko z problemami komunikacyjnymi Zoszki. Mogła odczuwać dyskomfort czy o zgrozo ból przez długi czas, a my mogliśmy to zrzucać na inne czynniki... 
Tak więc Zoszkowe zapalenie gardła, węzły chłonne wielkości borówek były od chorego zęba...
Gdy pomyślę sobie, jak wiele może być potencjalnych dolegliwości, o których Zoszka nie będzie w stanie nam powiedzieć, robi mi się niedobrze. Czasem mam wrażenie, że prócz systematycznych kontroli i zdania się na rodzicielską intuicję nie możemy zrobić nic więcej. Każdemu z nas jakiś scenariusz i tak jest pisany. 
Piątek przyniósł nam mnóstwo stresu, ale koniec końców wszystko dobrze się skończyło. Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu, gdzie Zoszka mogła dojść do siebie. Teraz pozostało nam jedynie wyleczenie nadgryzionych warg.
Plusem całej tej sytuacji jest to, że:
- pozostałe ząbki Zosia ma zdrowe (a przynajmniej liczę na to, że tym razem naprawdę tak jest).
- znaleźliśmy placówkę, która przyjmuje dzieciaczki z niepełnosprawnością 24/7, co jest naprawdę  wręcz nieprawdopodobne. Terminy planowanych zabiegów faktycznie są odległe, ale jeżeli ktoś wymaga natychmiastowej pomocy, może na nią liczyć. Zresztą warto wiedzieć, że stomatolog, który ma kontrakt na NFZ nie może odmówić przyjęcia dziecka w sytuacji nagłej.
Personel w placówce był bardzo uprzejmy i pomocny, rzekłabym nawet empatyczny, co dla rodzica dziecka ze spektrum autyzmu lub po prostu takiego, które się bardzo boi, jest na wagę złota. Podczas całego leczenia pod narkozą mogłam Zosi towarzyszyć, co również było bardzo odmienne od dotychczasowych doświadczeń.
- znaleźliśmy nową placówkę prywatną, do której będziemy jeździć regularnie na kontrole.

I o jeszcze jednej ważnej sprawie muszę wspomnieć. Po raz kolejny przekonałam się, że mam najwspanialszych Rodziców (Teściów), a Zoszka Dziadków, pod słońcem! Starają się nam pomagać ile się da, co doceniamy bardzo, zwłaszcza w sytuacjach nagłych. Bez ich piątkowej pomocy nie dalibyśmy rady wszystkiego tak sprawnie pospinać...

Czyli koniec końców piątek 13-tego nie był dla nas taki pechowy ;)

4 komentarze:

  1. Jak dobrze, że był happy end. Pozdrawiamy z Alusią serdecznie i będziemy prosić o namiary:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Panią czytam bloga już dłuższy czas również mam synka z mpd. Bardzo prosiłabym o namiary na tego stomatologa gdzie Zosia miała w narkozie usuwanego ząbka. Jesteśmy z Częstochowy i u nas to już kompletnie nigdzie nie leczą w narkozie. Pozdrawiamy serdecznie Justyna z Kamilkiem (poczta: bekusjustyna@interia.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! Słowo placówka, które jest napisane w poście niebieską czcionką, ma podlinkowany adres stomatologa. Wklejam namiar i tu: http://www.dentalservice.com.pl/ Pozdrawiamy i my!

      Usuń