sobota, 14 grudnia 2013

Jak po sznurku

W ostatnich dniach grafik był rozpisany niemal co do minuty. Przedszkole - rehabilitacja - zajęcia terapeutyczne - zadania dodatkowe.
Udało się:
- przywrócić Zoszkę na łono przedszkola po przegnaniu wyselekcjonowanych szczepów bakterii przedszkolnych produkujących katar w nieprzyzwoitych ilościach,

- przeżyć wichury. Niestety nie udało się w Mikołajki dotrzeć do przedszkola, ale jak się okazało, podobnie stało się z resztą dzieci z grupy Zoszki. Mikołaj zaczekał jednak na szkraby i dotarł w tym tygodniu. Dzięki fundacji dr Clown wszystkie przedszkolaki otrzymały taaakie paki ze słodyczami,

- zrobić pełne USG Zoszkowego brzuszka i kontrolę drenu + odczyt badań krwi. Wszystko działa jak należy, nie ma żadnych stanów zapalnych przy drenie. Następny krok - telefon do neurochirurga, czy z jego punktu widzenia powinniśmy jakoś dodatkowo zbadać zastawkę (Przy okazji pani doktor kuknęła na Frania po pamiętnym upadku - wszystko dobrze )

- załatwić w przychodni wniosek na przyznanie pomocowych środków higienicznych czyli pieluszek. Dziennie przysługują dwie. Więcej niet. I jak tu Zoszkę dostroić do takich norm ☺? W przyszłym tygodniu jeszcze jedna wizyta w oddziale NFZ-u, żeby podbić kolejny wniosek.

- odebrać wniosek na dofinansowanie nowych łusek na stópki i z sukcesem złożyć go w NFZ-cie (hurrra, hurrra!). Refundacja 100% 
Wizyta była okraszona momentami grozy. Spędziłam w NFZ-cie 30 minut. W międzyczasie dwa razy zabrakło prądu, więc przez kilkanaście sekund siedzieliśmy w ciemnościach. Dwukrotnie padł też sam system komputerowy, a co za tym idzie, efekt pracy urzędników. W ramach komentarza usłyszałam, że został już wysłany do pracowników oficjalny mail, że mają wszystko co chwilę zapisywać - awarie były, są i nadal będą. Tak czy inaczej wyszłam z pieczątką na wniosku. 27 grudnia wpadniemy do Bytomia zrobić odlewy kolejnych łusek.
Nie mogłam się oprzeć zrobieniu zdjęć porównawczych. Na pierwszym jest katowicki oddział NFZ-u, na drugim biuro obsługi klienta tegoż oddziału, nazywane przez pracowników pieszczotliwie "baraczkiem". Plus za podjazd dla wózków. Niby oczywiste, że powinien być, ale z doświadczenia wiem, że różnie bywa.




- na koniec gruby kaliber, więc zasługuje na pogrubienie: udało się kilkukrotnie postawić Zosię bez kombinezonu, na bosych stopach,  bez wspomagania! Coraz częściej pojawiają się momenty, gdy Zosia stoi SAMA, po czym ugina nogi w kolankach i siada. Są to krótkie chwile, ale są!!! Oczywiście jak to lubi bywać w takich momentach aparatu brak, a komórka prawie rozładowana nie daje rady robić zdjęć. Będziemy na takie obrazki polować, obiecuję.

3 komentarze: