Pani doktor, która wykonywała Zosi USG główki niedługo po opanowaniu zapalenia opon mózgowych stwierdziła, że Zosia nigdy nie będzie w stanie nauczyć się języków obcych, takie są spustoszenia w małej główce. Pomyśleliśmy sobie wtedy, że trudno. Można choćby prowadzić kwiaciarenkę, być samodzielnym i szczęśliwym. Wierzcie mi, że przez myśli mi nie przeszło, że nasza Zosia będzie miała aż takie problemy z mówieniem. Może byłam naiwna wtedy, przecież znałam cały przebieg choroby i rokowania, ale w tamtym momencie dałabym sobie ręce uciąć, że czeka nas po prostu kilka intensywnych lat, żeby wyprowadzić Zoszkę na prostą.
Gdy wraz z upływającym czasem narastał problem braku mowy u Zosi, zaczęły się nasze wycieczki do neurologopedów, logopedów, później terapeutów AAC.
Spotkaliśmy się z dwoma podejściami do terapii mowy u dzieci. Pierwsza, metoda krakowska, towarzyszyła nam na samym początku drogi (do 3 roku życia). Postępy owszem były, ale doszliśmy do etapu, w którym Zosia nauczyła się powtarzać wyrazy dźwiękonaśladowcze, po czym mijały kolejne miesiące i nie było najmniejszych nawet kroczków naprzód. Frustrujący to był moment. Zosia nie była w stanie komunikować żadnej ze swoich potrzeb, a my robiliśmy wszystko na wyczucie. Dodatkowo w ramach terapii pojawiła się propozycja blokowania prawej ręki i odstawienia wszelkiej muzyki, aby jak najbardziej stymulować lewą półkulę odpowiedzialną za mowę. A nasza Zosia po tym jak ustąpiła spastyka zaczęła się posługiwać właśnie prawą ręką i od początku bardzo lubiła muzykę.
Gdy Zoszka skończyła 3 latka pojawiła się możliwość wprowadzenia komunikacji alternatywnej w postaci gestów. Nasłuchałam się wtedy, że jeżeli raz wprowadzimy gesty czy symbole, Zosia straci motywację do dalszego uczenia się i nigdy nie usłyszymy wypowiadanych przez nią słów. Pojawiały się również hasła, że idziemy na łatwiznę i rezygnujemy z pracy nad dzieckiem (bez komentarza).
Na tamtym etapie wiedzieliśmy już, że Zosia ma MPDz i ogólnie kiepsko u niej z motywacją.
Zaczęliśmy więc poznawać gesty i w dość krótkim czasie Zoszka nauczyła się pokazywać "koniec" i "jeszcze". Kolejnym etapem, o którym pisałam jakiś czas temu, było wprowadzenie symboli. Od dłuższego czasu Zoszka równolegle pokazuje gesty, uczy się symboli i wypowiada coraz więcej słów.
Obecnie korzystamy z elementów metody krakowskiej (na zajęciach logopedycznych) i równolegle pracujemy nad komunikacją alternatywną.
Nie żałuję rozpoczętej przygody z AAC. Pewnie są dzieciaczki, które idąc metodą krakowską pięknie się rozgadały, ale nam w pewnym momencie potrzebna była jakakolwiek możliwość dotarcia do Zosi, choćby w najmniejszym stopniu, żeby nie zwariować. Miło było usłyszeć wypowiadane przez nią wyrazy dźwiękonaśladowcze, ale nie wpływało to bezpośrednio na naszą możliwość porozumienia się z 3 - letnią już wtedy Zofijką.
Oczywiście nie jest cukierkowo. Nadal jest sporo frustracji i sytuacji, w których Zosia nie potrafi powiedzieć o co jej chodzi, ale pracujemy dalej nad symbolami.
Powoli wprowadzamy kolejne znaki dotyczące rytmu każdego dnia oraz dokładamy te, które związane są z przedmiotami otaczającymi Zosię, czynnościami które lubi (np." "buziaki", "przytulanie", "łaskotki") lub z małymi przyjemnościami (np. "ciasto", "lody").
Zaczynają pojawiać się sytuacje, gdy Zosia posługuje się nowymi symbolami, albo upewnia się czy wybrała właściwy, żeby otrzymać to, o co jej chodzi. Fajny to widok ☺