buczy i marudzi przez większość dnia,
wpada w histerię gdy tylko Franek pojawia się w zasięgu wzroku,
co chwilę ściąga skarpetki, spinki i próbuje ssać palce,
gryzie (dosłownie, aż wióry lecą) drewnianą ramę łóżka,
unika wygłupów, przytulenia i odrzuca różne formy zabaw,
źle sypia,
gryzie i szczypie samą siebie.
I tak już ładny kawałek czasu. A zmęczenie sytuacją rośnie. I bezradność też.
Wyliczyłam, że:
Wszystkie podstawowe badania są prawidłowe.
Masaże logopedyczne są, (dobra!) terapia SI również.
Dodatkowa wizyta u neurologa i dentysty umówiona.
Zastawka działa (pełna kontrola we wrześniu).
Tak było do wczoraj, gdy Zoszka pojechała w obstawie Babci i Dziadka na rehabilitację.
40 minut masażu w ramach terapii czaszkowo-krzyżowej, a ja nie poznałam dziecka po powrocie: uśmiechnięte, wcinające z zadowoleniem kolację w towarzystwie Frania, zasypiające szybko i bezproblemowo.
Pod skórą czuję, że to emocjonalny bunt na pokładzie połączony z okresowo silniejszymi zaburzeniami sensorycznymi. Na szczęście mamy sposób na wyciszenie go. Ufff ☺
To faktycznie uff.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się :*
Dobrze, że macie w zanadrzu coś, co działa. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń