środa, 4 czerwca 2014

Jak tu się nie martwić...

...gdy Zosia:
buczy i marudzi przez większość dnia,
wpada w histerię gdy tylko Franek pojawia się w zasięgu wzroku,
co chwilę ściąga skarpetki, spinki i próbuje ssać palce,
gryzie (dosłownie, aż wióry lecą) drewnianą ramę łóżka,
unika wygłupów, przytulenia i odrzuca różne formy zabaw,
źle sypia,
gryzie i szczypie samą siebie.

I tak już ładny kawałek czasu. A zmęczenie sytuacją rośnie. I bezradność też.

Wyliczyłam, że:

Wszystkie podstawowe badania są prawidłowe.
Masaże logopedyczne są, (dobra!) terapia SI również.
Dodatkowa wizyta u neurologa i dentysty umówiona.
Zastawka działa (pełna kontrola we wrześniu).

Tak było do wczoraj, gdy Zoszka pojechała w obstawie Babci i Dziadka na rehabilitację. 
40 minut masażu w ramach terapii czaszkowo-krzyżowej, a ja nie poznałam dziecka po powrocie: uśmiechnięte, wcinające z zadowoleniem kolację w towarzystwie Frania, zasypiające szybko i bezproblemowo. 

Pod skórą czuję, że to emocjonalny bunt na pokładzie połączony z okresowo silniejszymi zaburzeniami sensorycznymi. Na szczęście mamy sposób na wyciszenie go. Ufff  ☺ 

2 komentarze:

  1. To faktycznie uff.
    Trzymajcie się :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że macie w zanadrzu coś, co działa. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń