sobota, 2 czerwca 2012

Zakotwiczeni

No i mamy gipsy. Znaczy Zoszka ma. Idealny prezent z okazji Dnia Dziecka ;)
Zapowiadała się ciężka przeprawa przy ich nakładaniu - Zosia marudziła od rana, była po godzinnej rehabilitacji, a do tego gipsowanie odbywało się w otoczeniu licznej grupy osób uczących się fachu, kameralnie więc nie było. Ku naszemu zaskoczeniu poszło świetnie, Zosia została położona na specjalnym stole, dostała śpiewającą książeczkę i ulubiony smakołyk do chrupania (nie, nie cukierki ani nie ciastka, ale...chlebek Wasa J) aby odwrócić uwagę. Zadziałało, więc spokojnie można było zająć się nóżkami. Zastanawialiśmy się jak zareaguje jak już odkryje, że ma coś dziwnego na nogach, ale szczerze mówiąc, nie widzimy dużej różnicy w jej funkcjonowaniu, Zosia nie marudzi (czyli chyba się tak bardzo nie męczy) i dobrze śpi - hurrra! Staramy się jak najwięcej sadzać ją w foteliku Birillo, przypinać do pionizatora czy jeździć w wózku na spacerki. Wszystko po to, żeby unikać nieprawidłowego siadu w literę "W", który sobie Zoszka niestety bardzo upodobała. O dobre ustawienie stóp nie musimy się martwić - gipsy to zapewniają. W poniedziałek będziemy na rehabilitacji, zobaczymy co powie nasza pani Aneta, rehabilitantka Zoszki. Docelowo gipsy powinny być założone na dwa tygodnie i wygląda na to, że się uda. Ciekawi jesteśmy jaki będzie efekt po ich ściągnięciu. Wiadomo, że spektakularnych wyników nie ma po pierwszym unieruchomieniu nóżek, ale mamy nadzieję, że metodą małych kroczków będziemy poprawiać ustawienie Zoszkowych stóp.
A tak z osobistych odczuć - po pierwsze, gipsy są koszmarnie ciężkie. Mam wrażenie, że Zosia ma zamiast stóp dwie ciężkie kotwice. Nie wiem czy to, że Zoszka jest długa i szczupła potęguje to wrażenie czy tak z gipsami jest i już. Inna sprawa, że za granicą popularne są plastikowe, dużo lżejsze od tradycyjnych. Szkoda, że póki co nie ma możliwości zastosowania ich w leczeniu chorych dzieci w Polsce.
Po drugie, ciekawie wygląda wieczorne mycie Zosi, trzeba to robić we dwójkę, inaczej ciężko całość ogarnąć. Z czasem pewnie nabierzemy wprawy 





*****

Po południu pojechaliśmy do ZOO, żeby umilić trochę ten zwariowany Dzień Dziecka. Zosia zwierzątek co prawda za bardzo nie dostrzega (nie wiemy czy mózg ich nie rejestruje czy zwyczajnie nie są ciekawe), ale reaguje na dźwięki (pogadała sobie z gąską) i jak się okazało bardzo lubi rybki w akwarium. Pogoda na szczęście się zlitowała - nie padało, a ponieważ dotarliśmy do ogrodu zoologicznego późnym popołudniem, wszędzie były pustki, więc Zosia mogła swobodnie wszystko obserwować J

I kto tu kogo ogląda:


A tu już akwarium (a może kiedyś dotrzemy do oceanarium?):






3 komentarze:

  1. Trzymamy z Karolkiem za Was kciuki! I zapraszamy na "randkę" ;) pora żeby nasze dzieci ponownie się spotkały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy i ściskamy mocno! Odezwę się jak zacznę urlop, będzie więcej czasu na spotkanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zuch dziewczynka! Trzymamy kciuki żeby nóżki załapały o co w ustawieniu chodzi:)

    OdpowiedzUsuń