Jakiś czas temu kilka osób poleciło nam panią Olę, która zajmuje się terapią SI (Integracji Sensorycznej), postanowiliśmy więc zabrać Małą na zajęcia. Wciąż jest dużo do zrobienia w sferze odbierania przez Zosię bodźców. Mimo, że nie ma ona licznej gamy zaburzeń dotykających np.: dzieciaczki z autyzmem, poznawanie otoczenia sprawia jej jednak trudność. Nie ma już kłopotów z jedzeniem pokarmów zawierających grudki, zdecydowanie bardziej akceptuje dotyk i przytulanie się czy zabawę z drobnymi przedmiotami, ale wciąż jeszcze ściąga spinki i wszystko co jest na głowie, nie znosi rękawiczek czy reaguje krzykiem na śmiech większej liczby osób. Trzeba więc działać. Terapia odbywa się na bardzo przytulnej sali, dostosowanej do dzieci. Jest mnóstwo zakamarków, huśtawek i przedmiotów, które są potrzebne do bodźcowania zmysłów. Pani Ola bardzo fajnie podąża za dzieckiem (co przy Zosi buntowniczce nie jest wcale proste), dostarcza nowych bodźców, a także uczy rodziców zabiegów, które mogą pomóc w zmniejszeniu przeczulicy dziecięcego ciałka. Hitem jest huśtawka oraz wszystkie formy zabaw, podczas których jest wykorzystana piłka. Za to masaż stawów zdecydowanie nie jest tym co Bąbel lubi. Może będzie tak jak z wibratorem logopedycznym, najpierw krzyk, a potem otwieranie dzioba na sam jego widok. Ciekawe było to, że zgodnie z tym co powiedziała pani Ola w czasie naszego pierwszego spotkania, po porządnej stymulacji w ramach terapii SI dzieci się rozgadują. I faktycznie tak jest, Zosia po zajęciach opowiada w swoim języku aż miło (chyba tungusko-mandżurskim, tłumacza pilnie poproszę J)
Za to po zajęciach rozbroiło mnie kompletnie wynoszenie z sali Zosi wrzeszczącej nie ze zmęczenia, ale dlatego, że zwyczajnie w świecie nie chciała wracać do domu, tak jej się podobało. Pierwsze takie nasze doświadczenie J
*****
Podliczamy sobie co jakiś czas kilometry pokonywane z jednych zajęć na drugie i wychodzi z tego całkiem niezła trasa. Coraz dłuższa jak się okazuje. Kursujemy codziennie między Katowicami, Tychami, Sosnowcem i Chorzowem. Całe szczęście, że żyjemy w infrastrukturalnym raju, co najmniej dwa pasy w każdą stronę, więc można szybko i sprawnie wszędzie dotrzeć, oszczędzając przy tym sporo czasu. Żeby jeszcze tylko auta były napędzane powietrzem...J
P.S. Za nami ponad miesiąc głosowania w ramach konkursu i kampanii "Na jednym wózku". Dziękujemy serdecznie za każdy oddany głos na raczkującą w sferze blogów Zoszkową stronę! Zachęcam Was też gorąco do poznania historii innych dzielnych dzieci i głosowania na ich blogi. Są budujące. Bardzo.
Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"
Piękny uśmiech na tych zdjęciach na górze bloga:))
OdpowiedzUsuńtangusko-mandżurskiego niestety nie znam,
Pozdrawiam!
Zoszka jak się śmieje, to całą sobą, rozbraja nas zupełnie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń