poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ach, śpij kochanie...

...albo i nie J
I stało się.
Niedziela, siedzimy sobie razem w mieszkanku, Zosia śpi w ramach popołudniowej drzemki (przynajmniej w naszym zamyśle) i nagle słychać... tłuczenie w drzwi Zoszkowego pokoju. Nasza Łobuza nauczyła się otwierać skobelek i schodzić samodzielnie (!) z łóżeczka bez uszczerbku na zdrowiu J Ląduje na łapkach, a później zsuwa nogi. Musimy teraz szlifować technikę, żeby robiła to tyłem i pracowała naprzemiennie odnóżami czyli wprowadzić także do tej czynności prawidłowe wzorce.
Po akcji pod kryptonimem "free Willy" Zosiak harcuje po pokoju, a gdy pomysły się wyczerpują, klarownie domaga się wypuszczenia.
Ciekawe, czy wieczorami będzie podobnie...
Pozostaje jeszcze tylko dopracowanie obsługi klamki i spokojnie może na nas napadać o 6.00 rano. Choć w sumie łomotanie w drzwi stawia nas na nogi równie skutecznie...

piątek, 26 kwietnia 2013

Awaria

Przytrafiła się Zoszkowemu wózkowi. Ponoć takiemu, co to jest nie-do-zdarcia. A wszystko przez... psi produkt przemiany materii i chęć dopompowania kółek przed sezonem wiosenno-letnim. 
Przeciętny polski obywatel zauważa, że wraz z pierwszymi roztopami spacery zaczynają odbywać się częściej niż zwykle w wersji slalom gigant. A i tak od czasu do czasu przynosi się do domu to i owo. Od kiedy Zoszka zaczęła czworakować, robi regularny update bakterii i wszystkich innych stworzeń, które pomieszkują u nas na podłodze. Mimo to perspektywa kontaktu kupsztala, który odciska swój ślad na całej długości odcinka drzwi wejściowe - miejsce postojowe wózka oraz Zosi chadzającej codziennie tą trasą jest dla mnie nie do przejścia. Kimbowe kółka nie są montowane na klik, trzeba je odkręcać przy ściąganiu, co zabiera trochę czasu. Potem pozostaje jeszcze ich mycie. 
Szkoda, że sprzątanie po psiakach jest u nas takim wstydem, a pozostawianie "twardych dowodów" na chodniku już nie. Może za jakiś czas coś się zmieni w tej kwestii. Póki co, no cóż, jest kiepsko. Na Śląsku powstają akcje pod hasłami "Słuchaj Franek, niech twój pies nie sro na przystanek", albo "Wciepuj do hasioka kupę swego psioka", do czego gorąco zachęcamy J
Po ostatnim rozjechaniu psiego kupsztala Tata zdemontował kółka, co obnażyło materiał, z którego są zrobione gwinty - miękkie aluminium (w wózku za 13.000PLN!). Przy odkręcaniu część gwintu starła się na wiórki i nie dało się przykręcić kółka z powrotem. Odesłaliśmy Kimbę do serwisu (wózka zastępczego nie dostaliśmy, dobrze, że mamy lekką parasolkę). Usterkę naprawiono, więc zdążyliśmy już otworzyć wiosenny sezon spacerowy. Zobaczymy co będzie się działo przy następnym czyszczeniu (gwarancja na wózek obejmuje 1 rok, w naszym przypadku jest ważna do końca września). W każdym bądź razie przedstawiciele producenta nie widzą w jakości gwintów żadnej nieprawidłowości...

wtorek, 23 kwietnia 2013

Laurka

Dzisiaj wystawiamy laurkę dla pani Anety, Zoszkowej rehabilitantki. Powiem Wam szczerze, jest bardzo, bardzo zasłużona! Pracuje z Zosią od roku, czyli wzięła ją w swoje łapki w momencie, gdy podjęliśmy decyzję o rezygnacji z Vojty. 
Trafiając na różne specjalistyczne kontrole z Zosią, czy to do neurologa, okulisty, audiologa czy gastrologa słyszymy mnóstwo porad jak z Zosiakiem postępować. Po takiej wizycie najczęściej zbiera się rodzicielskie konsylium i debatuje co jest świetnym pomysłem, a co kompletnie nie ma szans zastosowania u Zosi (czyli w skrócie trawimy sprzeczne porady, które otrzymujemy).
Wybraliśmy się ostatnio do ortopedy. Chcieliśmy sprawdzić, czy z Zoszkowymi bioderkami jest wszystko w porządku, czy można stawiać kolejne milowe kroki w rehabilitacji bez obaw. Wizyta była inna niż te, do których przywykliśmy. Tym razem usłyszeliśmy od lekarza wiele pozytywnych informacji:
1. Bioderka mają się dobrze, więc bez duszy na ramieniu możemy kontynuować Zoszkowy fitness. Za kilka miesięcy zrobimy Małej kontrolny rentgen, który warto mimo wszystko raz na jakiś czas powtarzać.
2. Zosia, jak na dziecko, które miało bardzo silną spastykę kończyn prezentuje się świetnie. Jest tak porządnie porozciągana, że gipsy nie są na dzień dzisiejszy wcale potrzebne (i dobrze, bo zupełnie za nimi nie tęsknimy). Pan doktor nie ma żadnych zastrzeżeń co do sposobu rehabilitacji i zdecydowanie popiera kontynuowanie obranego kursu.
3. W Zosi siedzi duży potencjał i według lekarskiego oka, przy takim trybie ćwiczeń jak teraz, wiele jeszcze można zrobić. Odpadają ostrzykiwania nóżek botoksem czy nacinanie achillesów. Osobiście bliskie jest mi podejście, że jeśli tylko dobrze prowadzona rehabilitacja działa (nawet powoli) warto pozostawić igłę i skalpel jako furtkę ostateczną. Jesteśmy więc taaacy szczęśliwi, że jakiekolwiek zabiegi nie są na chwilę obecną tematem do rozmowy - ufff!
Podsumowując - mamy działać tak jak do tej pory J
I jak tu nie dziękować pani Anecie? Genialnie jest mieć świadomość, że Zosia znajduje się w naprawdę fachowych rękach. Pani Aneta jest jednym z takich ludzi, którzy kochają to co robią i wkładają wiele wysiłku i serca w to, by pomóc dzieciaczkom. Doskonale widzimy, że Zoszka się zmienia i to co jeszcze chwilę temu było niemożliwe, teraz staje się rzeczywistością - długo wyczekiwanym krokiem naprzód. To daje naprawdę dużego kopa, żeby działać dalej!
Choćby takie siedzenie po turecku. Jeszcze 3-4 miesiące temu zupełnie nieosiągalne, a teraz proszę bardzo:


Najlepsze jest jednak pojawianie się momentów, że Zosiak siedzi w taki sposób bez jakiegokolwiek podparcia plecków!

*****

Zoszkowy blog zawitał na poomoc.pl J Na dole portalu jest miejsce promujące przekazywanie 1%. Można tam znaleźć banerki odsyłające do poszczególnych blogów czy też stron fundacji. Jesteśmy w doborowym towarzystwie!

piątek, 19 kwietnia 2013

Echa konferencji

Jakiś czas temu w internecie pojawiły się publikacje dotyczące wypowiedzi pana posła Jarosława Dudy, Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, proponujące zniesienie subkont jako sposobu dysponowania 1%.
W czasie konferencji podsumowującej kampanię "Na jednym wózku" Babcia Gosia zwróciła się do pana  posła o nielikwidowanie tego, co jest szansą dla naszych dzieci na pokonywanie barier. Brawo Babciu Gosiu!
Bardzo się cieszę, że udostępniono konferencję w wersji online, dzięki temu miałam okazję usłyszeć całą odpowiedź posła, który poczuł się wywołany do tablicy.
Stwierdził on, że nigdy nie miał na myśli zniesienia subkont jako takich. Sugeruje za to chęć zlikwidowania monopolu kilku największych fundacji poprzez ich regionalizację oraz stworzenie transz środków ogólnych, którymi będą dysponowały poszczególne organizacje, by w ten sposób zadbać o dzieci mieszkające na wsi, które według pana posła nie mają dostępu do subkont. Dla mnie jest to mimo wszystko pomysł na likwidację takiego sposobu refundacji i szczerze mówiąc, zupełnie tego nie rozumiem. Moim zdaniem olbrzymim plusem fundacji posiadających subkonta jest to, że dziecko takie jak nasza Zosia, mieszkająca w dużym mieście jak i inne maluszki, które pochodzą z niewielkich miejscowości mają dokładnie taką samą drogę do przejścia, by uzyskać zwrot kosztów rehabilitacji: trzeba zadbać o faktury, opisać je dokładnie, raz na jakiś czas wysłać do fundacji wraz z wypełnionym wnioskiem i czekać na zwrot pieniążków, które automatycznie wydawane są na kolejne rehabilitacyjne potrzeby. Subkonto może założyć KAŻDA rodzina potrzebująca, która taką konieczność uzasadni i co warto podkreślić NIE MA znaczenia gdzie mieszka.
Mając do wyboru lokalne organizacje i warszawską „Zdążyć z Pomocą”, świadomie wybraliśmy tą drugą, wiedząc, że jej  funkcjonowanie oraz sposób refundacji odpowiada nam najbardziej. Nasze przeczucia sprawdziły się w 100%. Dlaczego rodzice, którzy niejednokrotnie w ramach państwowej opieki nie mają prawa wyboru, mieliby obowiązek wybierać fundację z macierzystego regionu? Gdyby przejrzeć miejscowości, z których pochodzą chore dzieciaczki należące do naszej fundacji, można by dostrzec małe wioski jak i duże miasta. Nieprawdą więc jest, że do małych wsi informacja o możliwości subkont nie dociera. Wręcz przeciwnie, jest często dla nich jedyną szansą do przełamywania barier, które piętrzą się na skutek niewydolności państwowej opieki zdrowotnej. Subkonta pozwalają na to, by wziąć sprawy w swoje ręce zamiast czekać na przyznanie refundacji w ramach ogólnej puli środków. Poza tym, gdyby nasza fundacja nie funkcjonowała w sposób ułatwiający życie rodzinom będącym w podobnej sytuacji jak nasza, nie otrzymywałaby tylu zgłoszeń od rodziców chętnych do oddania pod jej skrzydła chorych dzieci. Wybór fundacji nie jest kwestią przypadku, ale przemyślaną decyzją rodziców. Prosimy o pozostawienie nam, chociaż w tej kwestii, prawa wyboru.
Warto też wziąć pod uwagę, że istnieje coś takiego jak specyfikacja fundacji. Jest "A kogo?" opiekująca się dzieciaczkami w śpiączce, "Mimo wszystko" wspierająca dorosłe osoby niepełnosprawne czy chociażby te czuwające nad maluchami walczącymi z chorobą nowotworową. To również jest jeden z kryteriów, którym kierują się rodzice wybierając fundację, a jest niemożliwością powołanie ich wszystkich w każdym z regionów.
Opcja zwrotu kosztów terapii w ramach subkont jest w moim odczuciu najwygodniejsza i najbardziej szanująca czas rodziców dzieci niepełnosprawnych. Obecnie jest możliwość, tak jak pan poseł proponuje, starania się w różnych fundacjach, w ramach ogólnej transzy środków, którymi dysponują  poszczególne organizacje o refundację np.: cyklu spotkań terapeutycznych, niemniej jest to szalenie czasochłonne i przeznaczone dla wąskiej grupy dzieci. Wymaga to wizyty u specjalisty (patrz czas oczekiwania w ramach NFZ lub dodatkowe koszty ponoszone prywatnie za wystawienie jednego papierka), zaświadczeń z MOPS-u, formularzy, ankiet, oświadczeń, podań, planu rehabilitacji. Wyobrażacie sobie taką papierologię przy każdym zwrocie kosztów??? Inna sprawa, że zgodnie z informacją otrzymaną od bliskich nam rodziców, na przyznanie środków w ten właśnie sposób trzeba czekać +/- rok (!). Jak cokolwiek planować w takim trybie zwrotu kosztów?
Pan poseł Duda sugerował również, że dzieci z mniejszych miejscowość mają gorsze możliwości na zebranie 1%. Takie podejście również trudno mi zrozumieć. Znam kilka rodzin mieszkających w malutkich wsiach, a mimo to udaje im się zebrać podobną lub większą ilość środków niż nam. I bardzo dobrze! Dzięki temu  widać, że miejsce zamieszkania nie ma znaczenia. W zbiórki angażują się całe rodziny rozsiane po Polsce, znajomi, współpracownicy, co jest chyba jednym z najlepszych sposobów promocji społeczeństwa obywatelskiego. Wymaga to życzliwości i aktywności z wielu stron, ale jest to możliwe!
Moim zdaniem osoba będąca Pełnomocnikiem ds. Osób Niepełnosprawnych powinna wsłuchiwać się w ich potrzeby, dbając o poprawę sytuacji zwłaszcza poprzez ulepszanie systemu państwowej opieki zdrowotnej, nie zaś walczyć z dobrze funkcjonującą alternatywą, docenianą przez rodziców dzieci niepełnosprawnych, która przejęła realizację tego, co powinno zapewnić państwo.
W moim odczuciu problem nie leży w funkcjonowaniu subkont, ale choćby w tym, że brakuje dobrych regionalnych ośrodków rehabilitacyjnych poza miastami. To, że Zosia nie ma możliwości korzystania z ośrodka "Amicus" należącego do naszej Fundacji (z siedzibą w Warszawie) nie jest przeszkodą, ponieważ sami wyszukujemy miejsca w naszym regionie, gdzie Zoszka ma świetną opiekę, a fundacja bez problemu refunduje koszty terapii. Jednak dla osób spoza miast znalezienie dobrych terapeutów jest trudniejsze i wiąże się dorzuceniem do swoich rodzicielskich kompetencji także tej zawodowego kierowcy, który pokonuje dziesiątki, a czasem nawet setki kilometrów by dotrzeć na dobrze prowadzone zajęcia.
To prawda, że system 1% nie jest doskonały. Kilkukrotnie czytałam choćby o remontach łazienek na koszt fundacji i niestety nie chodziło o usuwanie barier architektonicznych. Dla mnie jest to sytuacja nie do przyjęcia. Myślę jednak, że takie niechlubne przypadki są na tyle rzadkie, że krzywdzące byłoby podciąganie wszystkich pod jeden paragraf. Nie niszczmy tego co udało się wypracować do tej pory, ale udoskonalajmy to co można, żeby precyzyjny, przejrzysty system działał bez zarzutu. Postarajmy się, by Ci, którzy próbują 1% źle wykorzystywać, nauczyli się, że nie ma takiej możliwości, zamiast odbierać wszystkim rodzinom ten sprawdzony, naprawdę bezcenny dla nas sposób walki z niepełnosprawnością naszych dzieci.
Zastanawia mnie również, czy pan poseł Jarosław Duda próbował mimo wszystko dostrzec, że polskie społeczeństwo, mając możliwość wyboru, w większości przypadków przekazuje środki na subkonta, kierując się poczuciem, że są one lepiej spożytkowane niż w sytuacji gdyby trafiały na ogólne konto danej organizacji. Tu i ówdzie słychać głosy, że potrzeby osób niepełnosprawnych wysuwają się na pierwszy plan i podatnicy zdają się zapominać o innych społecznych potrzebach. Ja zapytałabym - zapominają czy świadomie wybierają gdzie przekazać 1%, mając na uwadze niewydolność państwowej opieki lub kierując się zwykłą, ludzką empatią?

Czy przywracanie niepełnosprawnych dzieci społeczeństwu lub zapewnianie im godnych warunków życia z wykorzystaniem subkont nie zasługuje na bycie traktowanym jako działanie na rzecz pożytku publicznego?

środa, 17 kwietnia 2013

Zoszka prawie jak poślinka*

No i stało się. Zoszka, lat 4, po raz pierwszy, w asyście Taty i Babci, przekroczyła sejmowe progi. I to na galowo od razu. 
Tu i ówdzie zaczynają pojawiać się pierwsze relacje z wczorajszego dnia, więc tym bardziej żałuję, że nie miałam okazji przywitać się z dzieciaczkami i poznać ich szalonych rodziców. No ale wiem, że "plackuję" w słusznej sprawie i kto wie, kto wie, może w przyszłym roku również będzie okazja do spotkania J?
Dla Zoszki była to wyprawa grubego kalibru. Dwanaście godzin w pozycji siedzącej w aucie i w wózku (z krótkimi przerwami) oraz brak popołudniowej drzemki może dać się we znaki. Ale mimo wszystko Zosia wytrzymała. Wyprawa do Warszawy jest więc dla nas dowodem na to, że mimo trudniejszych momentów, takie wyjazdy są jak najbardziej do ogarnięcia. 
Zoszkowa ekipa zaliczyła spóźnienie wynikające z uroków parkowania w stolicy w samo południe (choć i tak był na to przeznaczony spory zapas czasu), co nasunęło Tacie zgrabne moim zdaniem porównanie, że z dzieckiem niepełnosprawnym jest jak z parkowaniem w Warszawie - ciężko, ale jaka radość, gdy się uda J
Od rana było na wysokim biegu (jak to przy Zosi), a w samym Sejmie przyjaźnie, z akcentem położonym na sprawy wymagające poprawek, by pomóc rodzinom ujarzmiającym taką czy inną formę niepełnosprawności. Będziemy z zaciekawieniem śledzić, które propozycje zmian doczekają się realizacji.

Było tak:


Zoszka wzięła udział w podsumowaniu kampanii "Na jednym wózku" w Sali Kolumnowej.

fot. Preclowa rodzina
Odebrała z Tatą wyróżnienie...

fot. Preclowa rodzina
...a potem ani się Tata obejrzał, jak Zosia zabrała się za demolkę mównicy.
Tu jednej gąbki brak.

fot. Preclowa rodzina
A tu już oba mikrofony ogołocone.

 Zosiak kontemplujący.


 Pojeździła windą.
Nawiązując do czarnych skurczybyków, jak widać na załączonym obrazku, obuwie galowe poszło w odstawkę, żeby uniknąć otarć i obgniotków. Sprytny Bąbel.

Ziewała w kuluarach przymierzając się do drzemki.

 Zwiedziła Sejm łącząc to z podsypianiem i muzyką. Ach ta podzielność uwagi...

 Rzuciła z góry okiem na salę plenarną.
Chęć dojrzenia wszystkich detali skutecznie uniemożliwiła wyostrzenie kadru.

I jeszcze linki do najświeższych relacji:
www.wyborcza.pl
www.sejm.gov.pl
www.rynekzdrowia.pl
www.niepelnosprawni.pl

Można też zobaczyć konferencję w wersji online (Tata z Zoszką +/- 13.22).
Polecam Wam również wpisy na innych konkursowych blogach:
Ignacówka
Blog Babci Gosi
Stacja autyzm
Ja i mój brat
Dzielny Franek
Mój syn Franek
Preclowa Strona
Ojciec karmiący
Maja Kropiwnicka

Duże podziękowania należą się Fundacji Promyk Słońca za trud przygotowania całej konferencji oraz plastyczne podejście do przewidzianego harmonogramu gali. Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie! Dla Zoszkowej ekipy wyjazd do Warszawy był przygodą, która na pewno będzie bardzo mile wspominana J

* ze słownika Łowców. B - "pani poseł"

niedziela, 14 kwietnia 2013

Kawał dobrego gospla

W najbliższą sobotę 20 kwietnia, o godz. 18.00 w Tychach będzie miał miejsce koncert bliskiego nam chóru gospel God's Property.
Wydarzenie szczególne, bo powiązane z wydaniem świeżej jak ciepłe bułeczki płyty chóru.
Jeśli ktoś miałby ochotę posłuchać, cytując Łowców.B - "kawałka dobrego gospla" - serdecznie zapraszamy J!
W trakcie koncertu odbędzie się również zbiórka pieniążków na leczenie i rehabilitację trójki dzieciaczków - w tym naszej Zoszki.
Wszystkie informacje znajdziecie poniżej:


A tu przedsmak najbliższej soboty: http://www.youtube.com/watch?v=ZpTpoisXwSw
Będzie się działo!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wieści z frontu czyli historia małego ssaka

Od soboty jesteśmy w stanie wojny, która toczy się między Zoszką a rodzicami o coś, co zostało jej zabrane po prawie 4 latach.
W okresie szpitalnym, już po okiełznaniu sepsy, Zosiula dała się poznać jako dziecko z gatunku niepłaczących. Wszystko zmieniło się, gdy w wyniku długotrwałej antybiotykoterapii żyłki odmówiły posłuszeństwa, a zmiana wenflonu stała się codziennym maratonem. Zoszka krzyczała długo i mocno. Byłam w trakcie oczekiwania na szpitalny pokój, żeby być z naszym okruszkiem całą dobę, a siostry biegające między pacjentami ograniczały się do procedur, bez tulenia maluszków w razie potrzeby. W tym momencie na scenę wkroczył Mr. Smoczek. Zrobiony naprędce przez pielęgniarki z takiego do karmienia wcześniaków, tylko zatkanego gazą od strony butelki. Płacz ustał, a Zosia i smok stali się parą nierozłaczną.
Po powrocie do domu i rozpoczęciu rehabilitacji zostałam pouczona przez grupę Bobath'owych rehabilitantów, że robię dziecku krzywdę dając smoczek. Zoszka mając taaakie uszkodzenia mózgu powinna mieć możliwość brania rączek do buzi i poznawania ich. Po kilku dodatkowych konsultacjach smok poszedł w odstawkę, a Zosia automatycznie przygarnęła do ssania dwa palce na raz: wskazujący i środkowy prawej rączki. Wraz z upływającym czasem widzieliśmy, że nie jest to ssanie, które wiąże się z poznawaniem własnej gardzieli czy też kończyn, ale długie i intensywne samouspokajanie się. Terapeuci byli innego zdania twierdząc, że wszystko jest w porządku i Mała sama odrzuci paluszki. Czas mijał, a dziąsła zaczęły wykrzywiać się od nieustannego pakowania rączki do buzi. Pojawiły się zgrubienia na palcach w miejscach stale podgryzanych w trakcie ssania. Pani stomatolog zdecydowanie poparła uniemożliwienie brania paluszków do buzi, tymczasem rehabilitanci argumentowali, że dostęp do rączek jest konieczny jeśli Zoszka ma ruszyć rozwojowo, nie wspominając już o krzywdzie emocjonalnej. Próbowaliśmy odciągać Zosiaka od ssaczych odruchów w ciągu dnia, bez skutku. Po pewnym czasie trafiliśmy do świetnej pani neurologopedki, która nauczyła Zosię pić i jeść. Ona jedyna twardo optowała za zaszywaniem rękawków na noc i wszelkimi innymi sposobami (humanitarnymi J), by pozbyć się ssania. Według niej Zosiak zdecydowanie nie poznawał w ten sposób rączek, a wręcz "wyłączał się" z otoczenia. Pani Ola była osamotniona w tej opinii, inni terapeuci nadal nam to odradzali ze względu na negatywne skutki emocjonalne, konieczność bodźcowania mózgu, a także nie tak wielkie szkody ortodontyczne.
Po kolejnym 1,5 roku wyciągania paluszków z buzi, a później powtarzania w kółko "Zosiu, wyjmij paluszki", nasz łobuziak w końcu załapał o co chodzi. Najpierw wyciąganiu towarzyszył płacz, aż w końcu ssanie w ciągu dnia zakończyło się zupełnie. Niestety noce i drzemki pozostały bez zmian, skrzywienie zgryzu stawało się coraz większe, a terapeuci pracujący z Zoszką zmienili front, mówiąc, że coś z "tym" trzeba zrobić. Pytani o konkretne rozwiązania nie potrafili nam jednak pomóc. A mi jak echo brzmiały słowa pani Oli z przed ponad roku, że leczenie próchnicy wynikającej z krzywych zębów, zabiegi ortodontyczne, wady wymowy i oraz koniec końców i tak niezbędne odstawienie paluszków będzie trudniejsze i bardziej stresujące u starszego dziecka niż w przypadku małego bąbla. Poza tym nigdy nie da się przewidzieć jak silna i długotrwała będzie potrzeba ssania, tym bardziej w przypadku dziecka, które nie rozwija się szablonowo. 
W ciągu ostatniego roku zgrubienia na paluszkach zrobiły się jeszcze większe i twardsze.
Wyszperaliśmy coś takiego jak Finger Guard (Cena kosmiczna! Mieliśmy jednak szczęście trafić na duży upust.) i front wojenny stał się faktem:
Pierwsza noc: nakładka zsunięta i mocno pogryziona, ku naszemu zdziwieniu brak płaczu przy zapinaniu "osprzętu" i zasypianiu. Drzemka: nakładka obgryziona jeszcze bardziej.
Zoszka staje się nerwowa i bardzo marudna w ciągu dnia. Gorzej ćwiczy. Szczypie wszystkich dookoła, czasem gryzie.
Druga noc: płacz przy zapinaniu nakładki, 40 minut krzyku przy zasypianiu, noc spokojna, kolejne części nakładki zgryzione niemiłosiernie. Drzemka: 1,5 godziny krzyku zakończonego...chichotami.
Grizzly rządzi.
Trzecia noc: płacz już w trakcie kąpieli i przewijania, 5 minut krzyku przy zasypianiu. Rano, bliscy zawału, odkrywamy ciemnofioletowy, chłodny palec wskazujący (Nie mam pojęcia jak Zosia wysunęła go z "rurki" na palec i przełożyła przez jedną z maleńkich dziurek służących do przewlekania taśmy przytrzymującej nakładkę, co bardzo mocno ograniczyło krążenie). Wstrzymałyśmy z Babcią oddech, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Drzemka: felerne dziurki zabezpieczyłam dodatkowymi tasiemkami. Płacz już w trakcie przewijania i 5 minut krzyku w łóżeczku. Po drzemce odkrywamy zjedzenie części nakładki...
Czwarta noc: szybko doszywam przedłużenie rękawka i zaszywam jego końcówkę. W środku łapka z nakładką wciąż jeszcze nadającą się do użycia (według wojennej terminologii Taty: "czołg - uwaga niecenzuralnie - rozpieprzony, ale jeszcze strzela."). Przy kąpieli płaczu brak, dopiero marsz w stronę łóżeczka uruchamia niezadowolenie. Noc spokojna. Nakładka bez dodatkowych ukąszeń. Rękawek suchy czyli ssania nie było!
Drzemka: Babcia ratuje krawieckimi umiejętnościami. Rękawki zostają zszyte maszyną w kilku piżamkach.  Z czasem powstanie też kolekcja letnia J Krótki szloch przed spaniem, a później Zosia, którą znamy: gadająca, śmiejąca się w łóżeczku. Próbowała wyjąć rękę z rękawka przez dekolt, ale zabrakło czasu, żeby go wystarczająco rozciągnąć. Dekolty do poprawki, trzeba je zwęzić przy pomocy dodatkowych zatrzasków.
Grizzly powolutku w odwrocie. Rządzi za to szczypawka.
Piąta noc: marudzenie tylko przy marszu do łazienki + pojedyncza podkówka tuż przed położeniem Zosi do łóżeczka. Płaczu brak J 
Przed nami dłuuuuga droga oduczania Zosi ssania i bardzo żałuję, że nie zaczęliśmy tego wcześniej. To jedna z tych sytuacji, w której rodzic czuje się bezradny i zupełnie nie wie co robić, tym bardziej, że terapeuci, mający doświadczenie w pracy z dzieciaczkami podobnymi do Zosi, doradzają coś zupełnie innego niż podpowiada rodzicielska intuicja. Powoli sytuacja zdaje się być opanowana, choć moment, w którym Zosiula zapomni o paluszkach wędrujących automatycznie do buzi jest bardzo odległy. Przed nią do odrobienia trudna lekcja poznawania innych form uspokajania się. Nie jest to proste, bo mimo, że Mała bardzo lubi się przytulać, nie ma choćby swojego ulubionego kocyka/misia/podusi, które mogłaby dostać na czas spania. Nie mamy też możliwości rozmawiania z Zosią na temat trudnych zmian. Wszystko dzieje się  na żywo. 
Trafiłam ostatnio na takie polskie rękawiczki. Liczymy na to, że za jakiś czas uda się wdrożyć wersję rękawiczka + zaszyty rękawek, później sama rękawiczka, a jeszcze później swobodna rączka bez gadżetów.
Bardzo budujące jest to, że Zosia reaguje w tej sytuacji jak przeciętny maluch. Najpierw płacz, bo nie akceptuje tego co się dzieje, a później pojawia się rozumienie, że bunt nic nie daje - staruszkowie są konsekwentni i nieugięci. Trzeba jednak przyznać, że w sposobach obejścia zakazu jest pomysłowa i bardzo wytrwała.  Bystra dziewczynka J

I jeszcze tak na koniec - w tych okolicznościach przyrody pozdrawiamy sąsiadów!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Dzik jest dziki, dzik jest zły

Czas: środek dnia czyli Zosiak chrapoli w najlepsze w ramach poobiedniej drzemki. Ponoć wiosna (kwiecień znaczy się).
Miejsce: śląskie blokowisko sąsiadujące z lasem, widok z okna Zoszkowego mieszkania.
Aktor pierwszego planu: patrz zdjęcie poniżej.


Akcja: wyjadanie wszystkiego, co człek podrzuci czyli scenariusz na motywach bajki "Skok przez płot".

Dziki nie raz już nas odwiedzały, ale żeby tak w biały dzień? Już siebie widzę uciekającą z wózkiem...

Wiosno przychodź, bo w lesie żywieniowa posucha!


sobota, 6 kwietnia 2013

Sztuka współczesna

Zawsze podobały mi się lodówki obklejone dziecięcymi rysunkami. Jak Zoszka dołączyła do naszej rodzinki pomyślałam sobie, że minie kilkanaście miesięcy i pewnie uruchomię naszą domową galerię. Wraz z upływającymi miesiącami stawało się jednak coraz bardziej jasne, że wszelkie plastyczne formy aktywności są dla Zosi totalną abstrakcją. Trzymanie jakichkolwiek przyborów w łapkach (łącznie z farbkami zrobionymi z wykorzystaniem zużytych opakowań po dezodorantach kulkowych) było trudne, a przy próbach malowania rękami Zosia wpadała w histerię, tak przeczulica dawała się we znaki. Widzieliśmy też wyraźnie, że Zosiak nie rozumie o co chodzi z tymi zabawami malarskimi. W końcu przecież nie od dziś wiadomo, że kartki są po to, żeby je targać, wodę wylewać, a wszelkie narzędzia rozrzucać dookoła, a tu jakiś artystyczny cyrk rodzice organizują ;)
Tuż przed Wielkanocą Tata przyniósł do domu po zajęciach terapeutycznych cztery prace wraz z informacją "Zobacz co nasza Mała zrobiła." Usiadłam na krześle z wrażenia. Jak to nasza Zosia? To ja już się pogodziłam z tym, że na pierwsze plastyczne wariacje przyjdzie mi jeszcze poczekać, a tu taka rewelacja!
Zoszka wybrała niekonwencjonalną formę ekspresji jaką jest malowanie rękami (Babcia potwierdziła, że mimo farby na łapkach krzyku nie było). Dzieła charakteryzują się mocnymi, wyrazistymi liniami oraz żywymi barwami. Sugestia geometrycznego zarysu nie jest jednoznaczna. Kompozycja wydaje się żywiołowa i sugeruje ruch, zaś barwa czerwona jeszcze pełniej podkreśla dynamikę jednego z dzieł. Otwartym pozostaje jednak pytanie: "Co autorka miała na myśli???" J






A może by tak wykorzystać pomysł z filmu "Nietykalni" (sprzedaż obrazu "artysty" po kilka tysięcy euro), by wesprzeć nasze marzenie, czyli Zoszkową delfinoterapię, którą fajnie byłoby zrealizować za 2-3 lata J?

wtorek, 2 kwietnia 2013

Urodzinowo

Nasza Zosia skończyła dziś 4 latka!




Zakwitaj nasz Szkrabie radośnie i kolorowo!
Oby wraz z upływającym czasem było Ci coraz łatwiej poznawać otaczający świat, aż do gwiazd J