czwartek, 12 czerwca 2014

Terapia mowy

Pani doktor, która wykonywała Zosi USG główki niedługo po opanowaniu zapalenia opon mózgowych stwierdziła, że Zosia nigdy nie będzie w stanie nauczyć się języków obcych, takie są spustoszenia w małej główce. Pomyśleliśmy sobie wtedy, że trudno. Można choćby prowadzić kwiaciarenkę, być samodzielnym i szczęśliwym. Wierzcie mi, że przez myśli mi nie przeszło, że nasza Zosia będzie miała aż takie problemy z mówieniem. Może byłam naiwna wtedy, przecież znałam cały przebieg choroby i rokowania, ale w tamtym momencie dałabym sobie ręce uciąć, że czeka nas po prostu kilka intensywnych lat, żeby wyprowadzić Zoszkę na prostą.
Gdy wraz z upływającym czasem narastał problem braku mowy u Zosi, zaczęły się nasze wycieczki do neurologopedów, logopedów, później terapeutów AAC. 
Spotkaliśmy się z dwoma podejściami do terapii mowy u dzieci. Pierwsza, metoda krakowska, towarzyszyła nam na samym początku drogi (do 3 roku życia). Postępy owszem były, ale doszliśmy do etapu, w którym Zosia nauczyła się powtarzać wyrazy dźwiękonaśladowcze, po czym mijały kolejne miesiące i nie było najmniejszych nawet kroczków naprzód. Frustrujący to był moment. Zosia nie była w stanie komunikować żadnej ze swoich potrzeb, a my robiliśmy wszystko na wyczucie. Dodatkowo w ramach terapii pojawiła się propozycja blokowania prawej ręki i odstawienia wszelkiej muzyki, aby jak najbardziej stymulować lewą półkulę odpowiedzialną za mowę. A nasza Zosia po tym jak ustąpiła spastyka zaczęła się posługiwać właśnie prawą ręką i od początku bardzo lubiła muzykę.
Gdy Zoszka skończyła 3 latka pojawiła się możliwość wprowadzenia komunikacji alternatywnej w postaci gestów. Nasłuchałam się wtedy, że jeżeli raz wprowadzimy gesty czy symbole, Zosia straci motywację do dalszego uczenia się i nigdy nie usłyszymy wypowiadanych przez nią słów. Pojawiały się również hasła, że idziemy na łatwiznę i rezygnujemy z pracy nad dzieckiem (bez komentarza). 
Na tamtym etapie wiedzieliśmy już, że Zosia ma MPDz i ogólnie kiepsko u niej z motywacją. 
Zaczęliśmy więc poznawać gesty i w dość krótkim czasie Zoszka nauczyła się pokazywać "koniec" i "jeszcze". Kolejnym etapem, o którym pisałam jakiś czas temu, było wprowadzenie symboli. Od dłuższego czasu Zoszka równolegle pokazuje gesty, uczy się symboli i wypowiada coraz więcej słów. 
Obecnie korzystamy z elementów metody krakowskiej (na zajęciach logopedycznych) i równolegle pracujemy nad komunikacją alternatywną. 
Nie żałuję rozpoczętej przygody z AAC. Pewnie są dzieciaczki, które idąc metodą krakowską pięknie się rozgadały, ale nam w pewnym momencie potrzebna była jakakolwiek możliwość dotarcia do Zosi, choćby w najmniejszym stopniu, żeby nie zwariować. Miło było usłyszeć wypowiadane przez nią wyrazy dźwiękonaśladowcze, ale nie wpływało to bezpośrednio na naszą możliwość porozumienia się z 3 - letnią już wtedy Zofijką. 
Oczywiście nie jest cukierkowo. Nadal jest sporo frustracji i sytuacji, w których Zosia nie potrafi powiedzieć o co jej chodzi, ale pracujemy dalej nad symbolami.
Powoli wprowadzamy kolejne znaki dotyczące rytmu każdego dnia oraz dokładamy te, które związane są z przedmiotami otaczającymi Zosię, czynnościami które lubi (np." "buziaki", "przytulanie", "łaskotki") lub z małymi przyjemnościami (np. "ciasto", "lody"). 
Zaczynają pojawiać się sytuacje, gdy Zosia posługuje się nowymi symbolami, albo upewnia się czy wybrała właściwy, żeby otrzymać to, o co jej chodzi. Fajny to widok 


5 komentarzy:

  1. Sama przechodzę przez blokady w mówieniu u Julka. Nie jestem zwolenniczką zamykania się na jedną i tylko jedną metodę. Dzieci są różne i różne mają ograniczenia, fascynacje, motywacje. Trzeba szukać, próbować różnych metod, mieszać je, jeśli to skutkuje i mieć pokłady cieprliwości, no i wiary w to, że zacznie jednak dziecię gadać (przy jednoczesnym opanownaiu, ze jeślil nie zacznie, to świat się nie zawali, a i tak znajdę sposób, żeby się z nim komunikować ;)). Co do gestów (u nas Makaton, a jak trzeba będzie to w przyszłości AAC) też naczytałam, nasłuchałam się wielu opinii, ale idę w to, bo nic tak nie prostuje realcji jak komunikacja - werbalna czy niewerbalna, ale komunikacja! Trzymam kciuki za Zaoszkę.:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak - ważne by dotrzeć do dziecka (a dziecko do nas). Nieważne czy przez gesty, obrazki czy słowa ;)

      Usuń
  2. Tak jest. Najważniejsza jest komunikacja :) Przechodziliśmy tę samą drogę, ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też po usg główki dziecka usłyszałam-czeka Was ciężka praca. Pomyślał, że dam radę, teraz dopiero wiem co to znaczy. Dalej uważam, że sobie poradzimy, jednak chciałabym żeby ktoś dał mi gwarancję, że się uda. Nie lubię się trzymać jednej metody, a i tak gdzieś tam z tyłu głowy mi siedzi "czy robie wszystko"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety gwarancji pewnie nikt nie da, ale ciężka praca może przynieść bardzo pozytywne niespodzianki i tego warto się trzymać.
      Jeśli zadajesz sobie pytanie czy robisz wszystko, to pewnie szukasz informacji, próbujesz różnych terapii, a to bardzo, bardzo wiele :)
      Powodzenia, pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń