Tyle się nasłuchałam, że świetna produkcja, że koniecznie musze zobaczyć, że to takie optymistyczne przesłanie.
Dzieciaki padły wieczorem, a ja w końcu obejrzałam "Chce się żyć".
Dawid Ogrodnik zagrał fenomenalnie.
Muzyka rozłożyła mnie na łopatki. Wielka szkoda, że nie jest dostępna na płycie!
Gdy film się skończył, był późny wieczór, a ja zamiast pozytywnego doładowania siedziałam bez ruchu z wielką gulą w żołądku. Poczułam ten paskudny rodzaj strachu, który ściska i obezwładnia. I za cholerę nie chce puścić.
Tak, komunikacja alternatywna, która daje wielu osobom z niepełnosprawnością możliwość kontaktu ze światem, jest dziś na wyciągnięcie ręki (chwała terapeutom AAC za ich pracę!). Jednak nie wiem jak będzie funkcjonowała kiedyś Zosia, a nam staruszkom sił nie będzie stale przybywać. Czasem jest tak strasznie trudno te myśli oswoić...
Nie umiem sobie wyobrazić Zoszki w takim ośrodku, gdzie byłaby tylko którymś tam z kolei podopiecznym.
Bo kto zaśpiewa razem z nią przed snem "Idzie noc"?
Bo kto podrapie po pleckach?
Bo kto przyrządzi ulubione smakołyki?
Bo kto przytuli i wycałuje?
Nie chcę, by została wyrwana z pieleszy rodzinnych i wrzucona w obce dla niej miejsce.
Nie chcę, by na skutek bycia niezrozumianą doświadczała krzywdy.
Tak bardzo się boję o Zosię...
"Chce się żyć" ogląda się chyba inaczej, gdy jest się rodzicem dzieciaczka, którego przyszłość jest wielką niewiadomą i ma się świadomość, że twoje dziecko mogłoby być na miejscu głównego bohatera.
Zoszka zafundowała mi jednak szybkie przegonienie smutków (kochana!).
Gdy czesałam ją rano, podbiegł do niej Francik i zaczął robić "dzióbek" posyłając siostrze buziaki. Zoszka na początku wcale na niego nie reagowała. Francik nie dawał jednak za wygraną i wpatrywał się w nią z niesłabnącym zapałem, z "dzióbkiem" w pełnej gotowości. W końcu Zosia spojrzała na Frania, zawołała "buzi!" i dała Francikowi siarczystego całuska ☺
Wciąż walczymy o jej przyszłość. Dopóki starczy sił.
P.S. Losy filmowego Mateusza są inspirowane prawdziwą historią Przemka. Polecam reportaż Ewy Pięty "Jak motyl".
P.S. Losy filmowego Mateusza są inspirowane prawdziwą historią Przemka. Polecam reportaż Ewy Pięty "Jak motyl".
Kiedyś czytałam jakiś artykuł, w którym było napisane, że każde (przepraszam za słowo) "obciążone" chorobowo dziecko lepiej się rozwija i rośnie i walczy ze swoimi słabościami, kiedy ma rodzeństwo. Tak, jakby miłość rodzeństwa, ich obecność dodawała sił. Mam wrażenie, że przy Franku Zosia też pędzi szybciej niż kiedyś.
OdpowiedzUsuńA demony przyszłości też nas dopadają bardzo często. Nie cierpię tych myśli z całych sił.
Mama, trzymaj się! :*
To fakt, Z&F nieźle się napędzją. I oby z tego wyniknęło jak najwięcej dobrego (kosztem tego, że rodzice nie nadążają ;)).
UsuńOglądałam ten film i miałam podobne odczucia, przełożenie na swoje podwórko nasuwa się mimo woli. Zosia robi takie postępy, że wierzę iż za kilka lat strachy stracą na sile. Trzymaj się ��
OdpowiedzUsuńCzyli w tych odczuciach nie jestem sama.
UsuńDzięki za słowa otuchy! Oby to o czym piszesz faktycznie się spełniło za kilka lat. Pozdrawiamy!
Film oglądałam w wakacje w ramach miejskiego "Kina pod chmurką". Dopiero wtedy zrozumiałam jaką walkę muszą przejść rodzice niepełnosprawnych dzieci, w tym także i moi. Mnie na szczęście jakoś się udało i jestem w miarę samodzielna, nie mogę jednak nie myśleć o tych, którzy są skazani na drugą osobę. A jednocześnie w Mateuszu widzę kilka moich kolegów - tych, którzy tak naprawdę są inteligentnymi osobami, ale zamkniętymi we własnych ciałach. Zosia też jest niezwykle inteligentną osobą, widać to chociażby po jej oczach. Mam nadzieję, że Wasza praca nie pójdzie na marne i w przyszłości będzie jak najbardziej samodzielną kobietą. Na tyle samodzielną, że ominie ją zakład opiekuńczy. I tego Wam życzę z całego serca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zachęcam do sięgnięcia po książkę pod tym samym tytułem, która jest równie emocjonująca
To jedno z naszych największych marzeń w odniesieniu do Zosi - uniknąć zakładu opiekuńczego. Walczymy!
UsuńJa też słyszałam o tym filmie, nie chciałam go jednak oglądać. Myślę tak jak Pani, że jest on budujący dla rodziców zdrowych dzieci. Mnie podnoszą na duchu historie z happy endem. Zawsze pytam rodziców o sukcesy ich dzieci i terapię która pomaga. Mocniej wtedy wierze, że mój synek też da rade.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pozytywne filmy/książki są potrzebne. Ja obecnie chłonę te dotyczące autystów, którzy wrócili do świata. Śledząc ich historie myślę sobie - wow!
Usuń