Jako że kuzynka Zosi przystępowała do Pierwszej Komunii Św., wybraliśmy się wczoraj całą rodziną w okolice Nowego Sącza. Dawno już nie pokonywaliśmy we trójkę takich odległości. Dłuższa podróż dla dorosłego może być męcząca, a co dopiero dla dziecka, "na sztywno" przypiętego w foteliku, którego mięśnie nie pracują tak jak powinny. Mimo wszystko Zosia była bardzo grzeczna. Słuchowiska, które uwielbia, pochłonęły ją bez reszty i pozwoliły przetrzymać kilka zakorkowanych etapów podczas trasy.
Wyjazd, niby prosta, oczywista rzecz, a cieszy. Miło jest oderwać się od codzienności i porzucić miejskie mury na rzecz widoku wiosennych gór. Zoszka została wyściskana przez ciocie i wujków, przefiltrowała płuca, zjadła mnóstwo pyyyszności i po raz pierwszy jechała bryczką. Dzień był bardzo rodzinny.
Swoją drogą zastanawiam się jak to jest, że nie ma znaczenia czy wyjeżdżamy z Małą na jeden dzień czy na tydzień. Klamotów jest praktycznie zawsze tyle samo. Bagaż rodziców kurczy się do niezbędnego minimum, żeby pomieścić wszystkie Zosinkowe rzeczy pierwszej potrzeby oraz te na "w razie czego". A i tak zawsze się czegoś zapomni ;)
Gdzieś tam z tyłu głowy kołacze mi się pytanie czy Komunia będzie kiedyś i dla Zosi?...
Gdzieś tam z tyłu głowy kołacze mi się pytanie czy Komunia będzie kiedyś i dla Zosi?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz