sobota, 21 lipca 2012

Bunt na pokładzie

Był cyrk. Do tej pory słyszałam od otaczających nas rodziców, że czasem mają taki problem albo sama byłam świadkiem podobnych sytuacji współczując rodzicom i zastanawiając się przy tym jak ja bym się zachowała. Zosia odkryła, że jeśli coś się jej nie podoba, jest nie po jej myśli, to można wrzeszczeć i zanosić się płaczem (czasem ugryźć lub uszczypnąć) byleby dostać to o co chodzi (a przynajmniej taka interpretacja się nasuwa na pierwszy rzut rodzicielskiego oka). Dzisiaj Zoszka w sklepie odstawiła teatr, mimo, że nie byliśmy tam długo. Nudziła się, albo coś jej przeszkadzało, albo coś ją bolało. Jak rozróżnić zrozumienie ważnej potrzeby od zwykłego marudzenia u dziecka, które nie mówi??? Czasem widać ewidentnie o co chodzi, ale bardzo często nie. Co w tedy robić? Ignorować? Tłumaczyć, nawet jeśli wiem, że to o czym mówię do niej nie trafia? Póki co jedno i drugie w sytuacjach „teatralnych” nie działa. Fakt, że Zosia jest dzieckiem niepełnosprawnym nie może przecież sprawiać, że nie usłyszy  słowa „nie”, albo, że całe życie rodzinne będzie się koncentrowało na jej osobie. Czuję, że wkroczyliśmy na nowy etap rozwoju emocjonalnego Zoszki. Nie jest łatwo i szczerze mówiąc czuję się bezradna. Nie mam możliwości dowiedzenia się, jak postrzeganie świata wygląda z jej perspektywy, które bodźce są trudne w odbiorze. Mam też wrażenie, że od jakiegoś czasu trudniej jest jej się odnaleźć w nowych miejscach, przy nowych osobach. Jest bardzo marudna. Do zamęczenia. A przy powrocie do domu zawsze się cieszy. Nie wiem co z Zoszkowych zachowań można przypisać rozwojowi emocjonalnemu dziecka w jej wieku, co wynika z naszych rodzicielskich błędów, a co z zaburzeń, które Mała otrzymała w pakiecie, ujawniających się na różnych polach jej funkcjonowania. Konia z rzędem temu, kto to rozwikła. 
Inna sprawa, że kiedyś tak sobie rozmawialiśmy z Tatą, że chcielibyśmy mieć zwykłe problemy jak np. bunt trzylatka. No to być może je właśnie mamy J

2 komentarze:

  1. Witaj Weroniko, taki dziki pomysł mi się podsunał - próbowałaś tzw. migowego języka dziecięcego? Mój szwagier z powodzeniem używał tego ze swoim maluchem - np. rączka przy udzie = chlebek itp. Z tego co wiem, całkiem się przydaje, jak dziecko nie mówi.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Język migowy czy pozawerbalny to świetna alternatywa :) Uczymy się komunikacji AAC (połączenie gestów, a na późniejszym etapie obrazków), jednak nauka idzie baaardzo powoli. Póki co Zosia potrafi pokazać rękami jeśli czegoś jeszcze chce (dalej np. jeść, bawić się). Teraz uczymy się symbolu "koniec". Przypisywanie gestom tak szczegółowych znaczeń jak np.: chleb jest poza Zoszkowymi możliwościami na dzień dzisiejszy. Może za jakiś czas ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń