...po ekspresowej kontroli u neurologa.
Zosia w asyście Taty (lub na odwrót) dotarła na wizytę, która miała dać zielone światło do dalszej rehabilitacji w ośrodku w ramach NFZ. Wizyta trwała...CAŁE 5 minut. W tym czasie pani doktor, nie wstając zza biurka, nie badając żadnych odruchów, wyraziła zgodę na dalszą rehabilitację i terapię. Wnikliwa ocena dziecka ograniczyła się do zapytania czy Zoszka stoi samodzielnie i czy mówi.
Z relacji Taty najwięcej czasu zabrało rozebranie Zoszki do body (na życzenie lekarza) i ubranie jej z powrotem. Medal temu kto mi powie jaki jest związek pomiędzy rozebraniem dziecka, a badaniem polegającym na zadaniu dwóch pytań J
P.S. W przygotowaniu banerów mam "mały" poślizg, ale pojawią się już niebawem.
Więcej informacji w zakładce "Konkurs na blog"
Franek miał sprawdzany przez dra rehab "stan prostosci kręgosłupa" przez ubranie;-) Mam więc pojęcie , oczym piszesz. I po co takie fikcyjne wizyty? Po co meczyć dziecko?? Nie wystarczy opinia rehab prowadzacego? Paranoja.
OdpowiedzUsuńBuziaki
gdy staraliśmy się o orzeczenie o niepełnosprawności dla autystycznego Józia lekarz na komisji osłuchowo sprawdził jego oskrzela:))))) i to wszystko!!!
OdpowiedzUsuńto jest dla mnie zawsze najlepszy żart, jaki w życiu widziałam
Dziękujemy
OdpowiedzUsuńOj powstałaby chyba całkiem pokaźna książeczka z takimi opowieściami o relacjach z NFZ-em czy służbą zdrowia ;)
OdpowiedzUsuń