Pamiętam pierwsze miesiące po wyjściu ze szpitala z Zoszką. Powiedziałam sobie wtedy, że żadnych dzieci więcej. PRZE-NI-GDY! Obrazy z OIOMU: spadków saturacji, pogarszającego się z minuty na minutę stanu Zosi i błyskawicznego chrztu w inkubatorze, reanimacji dzieci, które leżały obok, operacji, codziennych kilkudziesięciominutowych wymian wenflonów wciąż były bardzo żywe w mojej pamięci. Myślałam, że nigdy już nie wymażę zapachu leków i płynów do odkażania oraz dźwięków saturatorów, pomp, CEPAP-ów czy kwilenia maluszków.
Tyle bolesnych historii na kilkudziesięciu metrach kwadratowych.
Choroba Zosi była dla nas pierwszym w życiu doświadczeniem absolutnej bezradności. My - rodzice, szybka inkubatora, a za nią naszprycowana Meronemem i Vankomycyną nasza Zoszka, walcząca pod opieką lekarza bezradnie mówiącego: "Stan dziecka jest krytyczny, proszę spodziewać się najgorszego do rana."
I to nieznośne czekanie na jakąkolwiek informację z wibrującym w głowie "Co dalej???", czy powrót do pustego, koszmarnie cichego mieszkania słodko pachnącego małą Zosią.
Po wypisie do domu wściekałam się pomiędzy wyjazdami na wizyty kontrolne, badania i rehabilitacje. I tęskniłam za normalnym życiem. Mimo złości, to szalone tempo dawało jednak poczucie, że coś mogę zrobić i wraz z upływającym czasem stawałam się coraz bardziej przekonana, że uda nam się chwycić byka za rogi i pokazać mu gdzie jego miejsce.
Później była diagnoza - MPDz - i świadomość, że "to" nie minie, że choróbsko już zawsze będzie częścią życia naszej rodziny. Słyszałam wtedy mnóstwo głosów wokół, że teraz musimy wszystko poświęcić Zosi i skoncentrować się na jej leczeniu. Zgadzałam się z tym w 100%.
Czas mijał i ku swojemu zaskoczeniu odkrywałam, że w "dzieciowej" kwestii staję się coraz mniej kategoryczna. Denerwujące było to uczucie. Wszystko poukładane, azymut obrany (szczęśliwie dało się go pogodzić z połówką etatu w pracy), a tu pękanie blokad.
Upłynęło kilka kolejnych miesięcy. Zaczęłam miewać myśli, że może jednak fajnie by było, żeby Zoszka mogła mieć rodzeństwo. Przeplatało się to co prawda ze strachem, niepewnością i setką pytań jak pogodzić dotychczasową rzeczywistość z rewolucją, ale jednak wyraźnie jakaś furtka otworzyła się w mojej głowie. Oboje z Tatą mamy rodzeństwo i wiemy, że to fajna sprawa (choć jako młodsza wścibska siostra byłam pewnie nieraz wybitnie denerwująca ;)).
Natłok myśli jest nadal i chyba nie minie, a my od siedmiu miesięcy oswajamy się z wielkim "bum", które nas czeka. Zosia żyje sobie w błogiej nieświadomości, że już niedługo zacznie jej towarzyszyć mały Franio J Fajnie jest mieć przyjaciela, więc mamy nadzieję, że mimo drak na linii siostra - brat i trudności wynikających z Zoszkowej niepełnosprawności będą cieszyć się, że mają siebie nawzajem.
Ale jak my to wszystko ogarniemy, nie wiem zupełnie J...
Gratulacje!!! to chyba jedna z trudniejszych decyzji do podjęcia dla nas rodziców i choć bardzo by się chciało to w naszym przypadku strach ma wielkie oczy, podziwiam i cieszę się razem z Wami, a wszystko samo się jakoś poukłada - a kto wie może właśnie Zosia będzie super siostrą i przy okazji będzie bardzo pomagała mamie :)
OdpowiedzUsuńps. powodzenia w poszukiwaniu dobrego dentysty, bo stomatolog potrafiący pracować z dziećmi to już połowa sukcesu
pozdrawiam i teraz jeszcze bardziej kibicuję :))
Justyna
Gratulacje.
OdpowiedzUsuńOgarniecie, wbrew pozorom wszystko jest do opanowania
Będzie dobrze.
Pozdrawiamy
gratuluję! jakie piękne imię wybraliście!
OdpowiedzUsuńZośka pewnie będzie super starszą siostrą. ;-)
OdpowiedzUsuńNo cóż - ja nigdy nie miałam parcia na dzieci. A przeżycie z urodzeniem wcześniaka tym bardziej przekonały mnie do tego, że Jaś zostanie potencjalnym jedynakiem (no chyba, że - odpukać - coś nieplanowanego się zdarzy).
Lekarz już mnie zapewnił, że damy radę donosić ciążę do końca - ale będę miała od początku ciąże zagrożoną - a ja przy moim trybie dnia ,nie mogę sobie pozwolić na leżenie brzuchem do góry całymi dniami. ;-)
Ponoć - tak zapewniają mnie rodzice z większą ilością dzieci - ogarnięcie dwójki dzieci jest łatwiejsze.
Ponoć - nie znam z doświadczenia.
Gratuluję i na pewno wszystko się ułoży i dacie radę. Pozdrawiam Was serdecznie
OdpowiedzUsuńGratulacje :-)
OdpowiedzUsuńJeśli Franek będzie tak piekielnie piękny/przystojny jak Zoszka to będziesz miała pełne ręce pracy....;-)
LucaNoah
Podziwiam i ciesze się, ze się zdecydowaliście :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie te same obawy, przemyślenia. Wiem, że pewnego dnia będę mogła to samo napisać co Ty.
Gratuluję!!!
Jaka Wspaniala wiadomosc :-D - Zosia bedzie swietna starsza siostra:-))))) ze wszystkim sobie poradzicie - napewno - trzymam kciuki:-)
OdpowiedzUsuńTeż mam 3 lata młodszego brata i nie wyobrażam sobie życia bez niego:) Jedynie słuszna decyzja, gratuluję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGratuluje z całego serducha:)))))
OdpowiedzUsuńOgromne gratulacje dla Was :)))
OdpowiedzUsuńO, a ja dzisiaj dopiero doczytałam. Zbudowałaś tym postem napięcie, zbudowałaś. :D Ogromnie się cieszę i z serca wam gratuluję! Zdrowia dla was i ... na pewno pogodzicie wszystko! A Zosia będzie miała brata :))), który wytarga za ucho i mocno przytuli. ściskam was mocno :*
OdpowiedzUsuńGratuluję!! My poki co mamy tkie postanowienie jak Wy wczesniej, ale moze po prostu musimy dojzec do decyzji kolejnego dzieciaczka.
OdpowiedzUsuńSuper wiadomość, gratuluję decyzji :-) U nas jest mała różnica wieku u dzieci (niecałe 2 lata) i jest wesoło, niekiedy bardzo wesoło... A to, że dacie sobie radę to jestem pewna. Już jesteście super zorganizowani. Nie wiem czy to jest u wszystkich "drugich" dzieci, ale u nas Michał jest dużo spokojniejszy niż Marysia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie
Gratulacje:) Dacie radę na początku jest zawsze strach, apotem codzienność sama sie układa logistycznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy:)
Gratuluję!
OdpowiedzUsuń... i zazdroszczę.
:)
Dziękujemy Wam wszystkim!
OdpowiedzUsuńP.S. Wiooooosnaaaaaaa :)
Gratulujemy również :-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie prowadzony blog.
Z wielką przyjemnością się czyta
Ja to spóźniona jestem, że hej, ale i tak GORĄCO GRATULUJĘ!!!!
OdpowiedzUsuńA co do Ojomów i tych wszystkich rurek- wiem, znam i też mnie dreszcze przechodzą.... "Nic dwa razy się nie zdarza".....
Uścisk.