Wakacje
można zacząć zupełnie zwyczajnie, albo na tak zwane wejście smoka.
U nas
zadziałała opcja druga.
Zoszkę
dorwała jakaś wirusowa paskuda i rozłożyła na łopatki funkcjonowanie brzuszka.
Powitaliśmy niechętnie coś na kształt rotawirusa, szczęśliwie w wersji light.
I poszło.
Zosia
bidna i marudna.
Zgodnie z
prawem kumulacji, przez tydzień byliśmy bez ciepłej wody bieżącej (wymiana rur
i kanalizacji na osiedlu), co przy dwójce dzieci i konieczności codziennego zapierania rzeczy było niezłą
gimnastyką.
Do tego było tak wilgotno, że ubrania na balkonie nie schły i trzeba było zapuszczać
termowentylator w mieszkaniu. Założę się, że awansowaliśmy tym samym na listę
przykładnych odbiorców prądu J
Na
szczęście woda już jest, Zosia ma się lepiej i nawet słońce sobie o Katowicach przypomniało.
Po takiej
kumulacji zdecydowanie docenia się okresy bezproblemowe. I ciepłą bieżącą
wodę J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz