piątek, 23 sierpnia 2013

Czekając na...

Rodzicom dzieci niepełnosprawnych poczekalnie zazwyczaj nie kojarzą się zbyt dobrze. Zwłaszcza te w państwowych poradniach specjalistycznych, zupełnie niedostosowane do potrzeb małych pacjentów, a nierzadko odnotowujące braki elementów podstawowych jak choćby krzesła. 
Przez ostatnich kilka lat zaliczyłyśmy z Zoszką pobyt w wielu podobnych miejscach gdzie wiatr hulał, dzieci czekając w długich kolejkach zasypiały na parapecie, a rodzice wykłócali się o pierwszeństwo wejścia do gabinetu.
O tym, że może być inaczej przekonałam się w zeszłym roku, gdy w momencie oddawania Zoszki w dobre ręce cioć-terapeutek, zaczęłam otrzymywać, zamiast zaproszenia na salę, oddelegowanie do poczekalni. Na poczatku było dziwnie. No bo jak to, przecież muszę czuwać, pilnować, uczyć się nowych rzeczy! Jednak koniec końców zaczęłam doceniać ten czas wolny. Poznaję wtedy wielu fajnych rodziców, z którymi wymieniamy doświadczenia, albo tak zwyczajnie rozmawiamy sobie o codziennych sprawach. Nadrabiam też wtedy zaległości książkowe. Za to od czasu pojawienia się Frania poczekalnia stała się dla mnie miejscem wymarzonym do uzupełniania sennych niedoborów J Nie przeszkadzają ani dzwoniące telefony, ani płaczące dzieci. Franiowi jak widać też:


Tak więc na chwilę obecną zadania na czas rehabilitacji mamy przydzielone: Zoszka ćwiczy, a duet mama&Franio chrapolą w najlepsze.
Da się oswoić poczekalnie? Da się J!

2 komentarze: