W miniony wtorek pojechałam z Zosią na wizytę kontrolną do pani doktor neurolog. Zajęłyśmy z Zoszką miejsce w windzie, a zaraz za nami wsiadł chłopczyk (na oko 6 lat) ze swoją babcią.
Chłopiec przyglądał się uważnie Zosi, po czym zapytał:
- Proszę pani, a dlaczego ona nie chodzi? Dlaczego musi jeździć na wózku?
Babcia lekko się spłoszyła i powiedziała, żeby nie zadawał takich pytań.
- Nie ma problemu. - odpowiedziałam i wyjaśniłam skrótowo, że Zoszka ma chore nóżki i nie może chodzić.
- No ale chociaż ma wózek, na którym może jechać. - podsumował chłopiec.
Pomyślałam sobie, ale fajna sytuacja. Po prostu pytanie - odpowiedź. Bez skrępowania, zmieszania dla którejkolwiek ze stron (pomijam babcię).
Naturalna i jeszcze niezmącona żadnymi wpływami społeczno-środowiskowymi ciekawość dzieci jest chyba najlepsza w relacjach z osobami z niepełnosprawnością. Nie krępuje, nie stawia barier, nie dzieli, nie ocenia. Po prostu szuka odpowiedzi na nurtujące pytania. Myślę, że wielu dorosłych mogłoby się od takich smyków uczyć.
Czy wy dziś kroczyłyście dumnie przez warszawski Plac Bankowy? Bo jak nie, to Zoszka ma sobowtóra... tfu, sobowtórkę :D
OdpowiedzUsuńHa! Odbyliśmy dziś wprawdzie szybki, pilny kurs do Wa-wy, ale nie chadzaliśmy po Placu Bankowym i był z nami jedynie Francik. No chyba, że Zoszka wywinęła nam numer i o czymś nie wiemy :D
OdpowiedzUsuń