Jestem
rehabilitantką.
Jestem
logopedą i terapeutą SI.
Jestem
szoferem.
Jestem osobą
pielęgnującą.
Jestem
lekarzem.
Jestem
kucharką i sprzątaczką.
Jestem
managerem spraw domowych.
Jeśli mogę,
jestem osobą pracującą.
24h na dobę,
7 dni w tygodniu, 365 dni w roku.
W tym
wszystkim staram się być choć trochę żoną, mamą i kobietą.
Praktycznie
nie mogę liczyć na pomoc państwa.
Na szczęście
mamy z Tatą siebie, wsparcie rodziny oraz wielu osób, które dopingują Zoszkę w
jej zmaganiach ze Złośnicą.
Nie oczekuję
wysokiego zasiłku, który wraz z upływającymi latami i tak będzie
niewystarczający oraz trudny do udźwignięcia przez państwowy budżet.
Wolałabym
wędkę zamiast ryby.
Gdybym
kiedykolwiek zdecydowała się na zasiłek mający pokryć koszt miesięcznych
potrzeb rodziny dotkniętej niepełnosprawnością (620PLN!), chciałabym posiadać
opcję dorobienia, choćby na pół etatu, skoro taką możliwość mają emeryt, rencista czy poseł. Mogłabym zadbać w
ten sposób nie tylko o wsparcie domowego budżetu, ale także o własne zdrowie psychiczne.
I jeszcze dorzucić coś niecoś do państwowej kasy płacąc podatki.
Czując
oddech niepełnosprawności na co dzień, doceniłabym wsparcie asystenta rodziny,
dzięki któremu zyskałabym czas na załatwienie najpilniejszych spraw, zadbanie o
kręgosłup, który dźwiga więcej niż zakłada gwarancja, czy choćby pójście do
kina z Tatą. Bezcenna pomoc Dziadków - naturalną koleją rzeczy - nie będzie
przecież zawsze możliwa...
Ucieszyłabym
się, gdyby choć część specjalistów była dostępna dla Zoszki na czas. Chciałabym, żeby kolejki do
państwowego lekarza nie wiązały się z kilkugodzinnym koczowaniem na
korytarzu, a "kompleksowa" rehabilitacja nie ograniczała do 2
osobogodzin w tygodniu. W końcu także i z mojej pensji potrącana jest niemała
składka zdrowotna.
Odetchnęłabym
z ulgą, gdyby papierologia i bieganina przy regularnym załatwianiu artykułów
higienicznych, sprzętu ortopedycznego czy leków choć w części przeniosła się do
wirtualnego świata. Miła byłaby świadomość, że pozyskanie - raz na jakiś czas - państwowej dotacji na
zakup droższych sprzętów nie graniczy z cudem, a bieganie od NFZ-u do
PFRON-u celem wyjaśniania zawiłości w przepisach lub korygowaniu błędów
urzędników nie jest regularnie powtarzającą się sytuacją.
Według
niektórych obserwatorów śledzących trwający w Sejmie protest jesteśmy z Tatą
pasożytami, którzy zdecydowali się na wychowywanie dziecka niepełnosprawnego i
liczą na to, że społeczeństwo będzie ten trud współdźwigać na swoich barkach,
nie otrzymując nic w zamian.
Myślę, że całoroczne pielęgnowanie Zoszki w ośrodku kosztowałoby każdego obywatela zdecydowanie więcej. Koszt pobytu dziecka w ośrodku to kwota pomiędzy 2,600zł a 4,500zł, która nie zawiera w sobie środków przeznaczonych na rehabilitację, terapię i wszelkie sprzęty, o które zabiegają rodzice, by - na ile jest to możliwe (często wbrew złym rokowaniom) - dać dziecku szansę na zwyczajne życie.
Są i tacy, którzy uprzejmie przypominają, że problem osób z niepełnosprawnością można rozwiązać dużo wcześniej lub skorzystać z najnowszych rozwiązań dla "nieprzydatnych" i "nieidealnych" jednostek. Ludzkość już kiedyś dryfowała w podobnym kierunku i nie był to dobry wybór.
Zgodnie z
zapewnieniem premiera wsparcie rodzin borykających się z niepełnosprawnością zmniejszy pulę na remont
lokalnych dróg (lub według innej wersji uszczupli kasę lasów państwowych), chociaż przykłady niegospodarności i nadużywania środków
publicznych można by mnożyć. A zasiłek pielęgnacyjny dla niepełnosprawnego dziecka nie był rewaloryzowany od 10 lat i wynosi 153zł.
Drogi obserwatorze, nie wiesz co
cię czeka.
Czasem
dzieje się tak, że pragnienie "nie ważna płeć, żeby tylko było zdrowe...", wbrew
naszej woli, pozostaje jedynie odległym marzeniem.
Może kiedyś
stracisz pracę, ulegniesz wypadkowi, będziesz musiał iść pod rękę z
niepełnosprawnością lub liczyć na państwową pieluchę (lub kogoś, kto cię
przewinie).
Nie życzę
wtedy poczucia samotności i bezsilności, które wypalają rok za rokiem.
Ja nie
jestem sama.
Jestem
wdzięczna, że pojęcie solidarności nie jest tylko pustym słowem, mimo ułomności
pomocowej kraju, w którym żyję.
Nie chcę aby
państwo wzięło na siebie niepełnosprawność Zosi. Potrzebuję jedynie trochę
lepiej zorganizowanego wsparcia, żeby mimo trudnej codzienności, pozostać
aktywną częścią społeczeństwa.
Czasami
życie funduje naprawdę ciężką rzeczywistość. Obok nas żyją ludzie zajmujący
się dzień i noc bliskimi z niepełnosprawnością, którzy wymagają kompleksowej pielęgnacji. Opiekunowie są permanentnie niewyspani, skrajnie przemęczeni. Brakuje
im czasu na umycie zębów czy wypicie kubka herbaty. Spędzają swoje życie
zawodowe, towarzyskie i rodzinne w kolejkach do lekarzy i w ośrodkach
rehabilitacyjnych. Nie mają możliwości przekwalifikowania zawodowego, bo nikt
ich nie zatrudni. A nawet gdyby jakimś cudem mogli pracować, pobierając zasiłek
nie mogą do tej zabójczej kwoty dorobić. Bliscy, którzy mieli wspierać,
odeszli. Żyją z dnia na dzień, nie mają ani sił ani czasu na organizowanie
pomocy. Często sami są schorowani i potrzebują wsparcia. Zastanawiają się co
będzie, gdy ich zabraknie. Pracują jak mrówki wykonując czynności, które ani ich nie wzbogacą, ani nie rozwiną, ani tym bardziej nie zapewnią im spokojnej przyszłości. Do tego wysłuchują, że są darmozjadami, bo przecież nic nie wnoszą
do społeczeństwa. Dla takich osób państwowa pomoc to często być albo nie być.
Jeżeli krytycznie oceniasz wsparcie opiekunów osób niesamodzielnych, spróbuj dźwigać >50kg. Kąpać, przewijać i karmić.
Spróbuj
znosić krzyki, wycie czy dziwne zachowania 24 godziny na dobę.
Wytrzymaj
bez wolnych chwil nawet wieczorem. I śpij po 2-4 godziny w nocy.
Zrezygnuj z drobnych przyjemności sprowadzając dbanie o siebie do umycia twarzy czy
jedzenia w biegu.
Zrezygnuj z
hobby czy talentów, które posiadasz, bo nie ma na nie czasu i nigdy nie będzie.
Wytrzymaj
wyrzucenie z pracy, bo choć masz dobre wykształcenie, nie jesteś dyspozycyjny.
Znieś
wytykanie palcami, głupie komentarze pod adresem bliskiej ci osoby.
Ciekawe czy
dasz radę. Nie, nie przez dzień czy dwa. Przez minimum rok.
A na koniec wyobraź sobie, że tak może być zawsze.
Obyśmy wszyscy mogli iść przez życie z poczuciem, że w
razie ekstremalnej sytuacji możemy liczyć na pomocną dłoń...