Gdy Zoszkowe włosy zaczęły przysłaniać swojej właścicielce świat, zaczęliśmy upinać je na bok. Jakiś czas później mała niepozorna spinka stała się kością niezgody. Pojawiła się na tyle duża przeczulica głowy, że Zosiula nie była w stanie zaakceptować żadnej formy zebrania włosów (podobnie było ze skarpetkami, które przez baaardzo długi czas ściągała). Każda spinka błyskawicznie lądowała na ziemi.
Po kilku miesiącach udało się przyzwyczaić Zosię do upinania jednego kosmyka włosów. Mijały kolejne miesiące, a wraz z nimi próby przemycenia kolejnych spinek. Wydawało się, że widać światełko w tunelu gdy podczas wakacji 3-letnia Zosia wytrzymała z kucykiem i wsuwką całe 2 godziny. Ale żebyśmy na laurach nie osiedli, był to jednorazowy przypadek.
W ciągu kolejnego roku otrzymaliśmy od Zosi zielone światło na podpięcie włosów po bokach (czytaj: użycie dwóch kolejnych spinek). Gdy Zoszka skończyła 4 latka zaczęła stopniowo akceptować poranne i wieczorne szczotkowanie swojej blond czuprynki, a ja zachęcona nowymi możliwościami zabrałam się za oswajanie Zosi z kucykami. Bez rezultatu...aż do dziś. Po kilkunastu miesiącach czekania mogłam po raz pierwszy oglądać naszą Zosię z kitkami, z którymi wytrzymała praktycznie cały dzień.
Poranne upinanie włosów zostało skwitowane co prawda głośnym protestem, ale nazywanie poszczególnych części głowy wraz z pokazywaniem (w tym kitek ☺) oraz łaskotanie i dmuchanie w odsłoniętą szyjkę szybko ugasiło emocjonalny pożar.
Po kilku miesiącach udało się przyzwyczaić Zosię do upinania jednego kosmyka włosów. Mijały kolejne miesiące, a wraz z nimi próby przemycenia kolejnych spinek. Wydawało się, że widać światełko w tunelu gdy podczas wakacji 3-letnia Zosia wytrzymała z kucykiem i wsuwką całe 2 godziny. Ale żebyśmy na laurach nie osiedli, był to jednorazowy przypadek.
W ciągu kolejnego roku otrzymaliśmy od Zosi zielone światło na podpięcie włosów po bokach (czytaj: użycie dwóch kolejnych spinek). Gdy Zoszka skończyła 4 latka zaczęła stopniowo akceptować poranne i wieczorne szczotkowanie swojej blond czuprynki, a ja zachęcona nowymi możliwościami zabrałam się za oswajanie Zosi z kucykami. Bez rezultatu...aż do dziś. Po kilkunastu miesiącach czekania mogłam po raz pierwszy oglądać naszą Zosię z kitkami, z którymi wytrzymała praktycznie cały dzień.
Poranne upinanie włosów zostało skwitowane co prawda głośnym protestem, ale nazywanie poszczególnych części głowy wraz z pokazywaniem (w tym kitek ☺) oraz łaskotanie i dmuchanie w odsłoniętą szyjkę szybko ugasiło emocjonalny pożar.
I wyszło o tak (uprasza się o uwzględnienie, że mama stylistą fryzur nie jest ;)):
Ciekawe co będzie nastepnym fryzjerskim wyzwaniem ☺...
ślicznie;-)
OdpowiedzUsuńto może teraz czas na warkoczyki;-)
Jestem za :)!
UsuńPozdrawiamy!
Ech te nasze piękne Dziewczyny- Magdalenka uwielbia kitki, ale gumki ściąga od razu- i jak tu zrobić żeby kitki były i nie ściągały głowy ;-)
OdpowiedzUsuńZ kitkami faktrycznie jest ciężko przez długi czas. U Zoszki pojedyńczy koński ogon z tyłu (jeszcze ;)) nie wchodzi w grę, ale dwa mniejsze kucyki już tak :)
OdpowiedzUsuńA karczek takiej młodej panienki jest rewelacyjny do gryzienia.
OdpowiedzUsuńWuj J a c e k
Fakt, mniamuśny bardzo!
UsuńSuper Modelka i super Stylistka:)
OdpowiedzUsuń